środa, 4 września 2013

Czternasty, wystawiający na próbę wszystko, w co oboje wierzyli.

Siedzieli razem w salonie, oglądając jakiś stary film, gdy ona zagaiła:
-Bartek …
Spojrzał na nią z góry, a Maja nieco niepewnie dodała: - Nigdy nie przedstawiłeś mnie swoim rodzicom.
Zaskoczyła go i to bardzo. Przez chwilę tylko siedział w milczeniu, patrząc na czubek jej głowy i zastanawiając się, co ją skłoniło do podjęcia tego tematu. W końcu westchnął i odpowiedział:
-Uwierz mi, nie chciałabyś ich poznawać.
Wiedział, że nie zadowoli jej taka odpowiedź i nie pomylił się. Maja podniosła głowę i wbiła w niego pełne zainteresowania spojrzenie.
Zadrżał, gdy po raz kolejny uświadomił sobie jak bardzo jest blada i jak bardzo jej orzechowe, kiedyś pełne blasku, oczy teraz przypominają dwie wygasłe pochodnie.
-Czemu nie?
Westchnął ponownie, bo już wiedział, że nie ucieknie od tego tematu. Postanowił więc powiedzieć jej prawdę. W końcu tylko tą jedną rzecz zawsze przed nią przemilczał, a przecież zasługiwała na to, żeby wiedzieć.
-No dobrze, powiem ci – poddał się, co wywołało nikły uśmiech na jej twarzy. Usadowiła się wygodnie w jego ramionach i spojrzała na niego wyczekująco, a on przygotował się na tą niekoniecznie radosną, zawsze raniącą go opowieść.
-Moja matka to wspaniała osoba i chętnie bym ci ją przedstawił, gdyby nie to, że wtedy musiałabyś także poznać mojego ojca, a tego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi.
Jej brwi powędrowały w górę. Westchnął cicho i kontynuował:
-Zawsze był niczym więcej, tylko kawałem drania. Przesiadywał całymi dniami w pracy, ale musiałbym być idiotą, by nie wiedzieć, że mniej tam pracował, a więcej zdradzał moją matkę na prawo i lewo. Ona też o tym wiedziała, ale udawała, że nic się nie dzieje. Miała dzięki temu święty spokój.
Ale wiadomo, że w końcu wracał do domu, a wtedy nadrabiał stracony czas. Moja matka przez te wszystkie lata stała się odporna na jego podły charakter, więc wyżywał się na mnie. Kiedy tylko mógł. Zawsze byłem dla niego tylko słabym, nic nie wartym, życiowym nieudacznikiem. Gdyby to od niego zależało, to nigdy nie zacząłbym skakać. Właściwie to, co teraz robię mogę zawdzięczać tylko mamie … i Grześkowi.
-Grześkowi? - powtórzyła ze zdumieniem. Skinął głową, przesuwając palcem po jej ramieniu.
-Znaliśmy się z Grześkiem od dziecka. Chodziliśmy razem do przedszkola i w ogóle spędzaliśmy wspólnie każdą chwilę. Wiesz, moje dzieciństwo polegało na unikaniu domu. Wychodziłem wcześnie rano, cały dzień siedziałem na dworze albo u Grześka i wracałem dopiero wieczorem, kiedy musiałem położyć się spać. Mama nie powstrzymywała mnie, bo rozumiała tę potrzebę ucieczki od domu i od ojca.
Mieliśmy siedem lat, kiedy starszy brat Grześka, Krzysiek poszedł na swój pierwszy trening. To było wielkie wydarzenie, więc cała ich rodzina przyszła na skocznię, a raczej niewielką górkę, na której każdy zaczyna, żeby zobaczyć pierwszy skok Krzyśka. Ja byłem wtedy u nich, jak co dzień, więc też poszedłem. Potem Krzysiek zaczął regularnie trenować, a ja i Grzesiek nie mówiliśmy już o niczym innym. Rok później Adam Małysz wygrał Turniej Czterech Skoczni i zaczął odnosić kolejne sukcesy. To nas jeszcze bardziej podbudowało. Grzesiek powiedział rodzicom, że też chce trenować. Oczywiście, zgodzili się; skoro pozwolili na to starszemu synowi, dlaczego mieli nie pozwolić młodszemu? Grzesiek od razu cały się rozpromienił, a ja wciąż pamiętam jak bardzo rozbolał mnie wtedy brzuch, gdy wyobraziłem sobie reakcję ojca na moje chcę skakać, jak Małysz.
Urwał na chwilę i popatrzył na nią. Jej oczy były skupione na jego twarzy i opowieści. Czekała na ciąg dalszy, ale on nagle uświadomił sobie, że ma dość, że nie chce jej już o tym więcej mówić. Maja zrozumiała. Wyciągnęła ręce i złapała go za dłonie. Jej skóra była nienaturalnie gorąca, ale poczuł przyjemny dreszcz, jak zawsze gdy jej dotykał i zrobiło mu się trochę lżej na sercu.
-No więc wróciłem do domu. Powiedziałem o tym mamie. Była bardzo zaskoczona i trochę też przerażona, bo dobrze wiedziała, czego można się spodziewać po ojcu. Obiecała mi, że z nim porozmawia. I faktycznie, zrobiła to. A on oczywiście się nie zgodził.
Tak było zawsze, gdy czegoś pragnąłem. Mówiłem o tym mamie, ona ojcu, a kiedy on się nie zgadzał, zwieszałem głowę i rezygnowałem. Tylko, że tym razem nie potrafiłem zrezygnować. To nie była jedynie kolejna zachcianka ośmiolatka, który chciał wszystkiego, co widział. Miałem tylko osiem lat, ale ja wtedy naprawdę wiedziałem, że to jest to coś, to coś, co chcę robić i nie poddam się, dopóki nie spróbuję. Porozmawiałem z Grześkiem. Obiecał mi, że beze mnie nie zacznie treningów. Jego matka przekonała moją, żeby mi na to pozwoliła. I rzeczywiście, pozwoliła. Sama płaciła za moje treningi, za sprzęt, za wszystko. Potem dostałem stypendium, ale na początku było ciężko. Jak się łatwo można domyślić, mój ojciec był wściekły, bo podjęliśmy decyzję za jego plecami, podważając jego autorytet w tym domu. Wydawało mi się, że będzie robił wszystko, żeby przeszkodzić mi w chodzeniu na treningi, ale ku mojemu zaskoczeniu on odpuścił. Zaczął traktować mnie jak powietrze i o nic nie pytał. Do czasu.
Kiedy miałem 11 lat wziąłem udział w pierwszym, poważniejszym konkursie. No wiesz, krajowe zawody dla dzieciaków. Nie powiodło mi się, byłem dopiero dwunasty, a startowało dwudziestu zawodników. I wtedy mój ojciec zaatakował. Na każdym kroku zaczął wypominać mi, ile kosztują te moje cholerne treningi, ile oni muszą płacić tylko po to, żebym poskakał sobie z jakiejś starej górki i że chyba na głowę upadłem, jeśli mam nadzieję osiągnąć kiedyś tyle, co Małysz. Po każdym konkursie dbał o to, żeby spędzić ze mną wiele czasu sam na sam i ponarzekać, jaki to jestem żałosny i beznadziejny. W końcu uodporniłem się na to, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bo w tym roku przeszedł sam siebie.
Pojechałem na Mistrzostwa Świata Juniorów, swoje ostatnie, bo za rok będę już za stary, by w nich startować. Wszyscy mi powtarzali, że dam radę, że zdobędę w końcu ten upragniony medal. I ja też w to wierzyłem. Wierzyłem, że mogę tego dokonać i wreszcie zapisać naprawdę wielki sukces w swojej karierze.
Westchnął po raz kolejny i pokręcił głową, przymykając powieki. Gdyby Maja choć trochę znała się na skokach, wiedziałaby już teraz, jaki będzie koniec tej opowieści, ale ponieważ była ignorantką w tej kwestii, ścisnęła tylko mocniej jego dłonie i ponagliła go:
-No i co?
Otworzył oczy, spoglądając na nią, a ona ujrzała w jego turkusowych tęczówkach ból, spychany do tej pory na bok, ale wciąż świeży, wciąż gdzieś tam uwierający jego serce, wciąż unoszący się gdzieś tam nad pękniętą duszą.
-Zająłem czwarte miejsce, przegrywając podium o jedną dziesiątą punktu – odpowiedział cicho, na co ona jęknęła.
-Och, Bartek … - wyszeptała, po czym przysunęła się bliżej niego i wtuliła się w jego tors. Przygarnął do siebie jej drobne, rozpalone gorączką ciało i od razu poczuł się lepiej. Milczeli przez chwilę, aż w końcu odsunęła się nieznacznie i zapytała: - I co dalej?
Wzruszył lekko ramieniem, odgarniając jej włosy z twarzy.
-Nic. Wróciłem do domu tylko z medalem zdobytym w drużynie, a indywidualny brąz dostał się Austriakowi, Stefanowi Kraftowi. Grzesiek pocieszał mnie przez cały czas. Powtarzał mi, że nie mam co się obwiniać, bo wiadomo, że cały ten system sędziowania i punktowania niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwością i że to jasne, iż na podium nie mogło zabraknąć Austriaka, ale to wcale nie sprawiało, że czułem się lepiej. Jednak najgorzej było jak już wróciłem do domu. Mama oczywiście pocieszyła mnie, tak jak Grzesiek, ale ojciec … O dziwo, nie był w pracy. Teraz myślę sobie, że specjalnie wziął wolne, żeby być w domu, jak tylko przyjadę i żeby od razu móc zacząć mnie nękać. Usłyszałem między innymi, że przynoszę wstyd tej rodzinie i skoro jestem za słaby nawet na Mistrzostwa Świata Juniorów to powinienem natychmiast dać sobie spokój ze skakaniem i wziąć się do normalnej pracy, bo oni nie będą mnie wiecznie utrzymywać. Dowiedziałem się, że jestem nierobem, darmozjadem i beztalenciem. Tak, wtedy był w wybitnej formie, a każde kolejne słowo wyraźnie sprawiało mu uciechę – pokręcił lekko głową i wziął głęboki oddech – Wtedy chyba coś we mnie pękło. Powiedziałem mu parę ostrych słów, powiedziałem mu, że go nienawidzę i pojechałem do Grześka. Mieszkałem u niego tydzień, a mama dzwoniła codziennie i w końcu udało jej się mnie przekonać, żebym wrócił. Wróciłem, ale omijałem ojca szerokim łukiem. I już zawsze będę to robił. Nie chcę go znać. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
W tym miejscu zakończył swoją opowieść. Poczuł się nawet trochę lepiej, jakby wyrzucił z siebie sporą ilość jadu i toksyn, jakie tkwiły w historii dotyczącej jego ojca. Maja wydawała się poruszona, a jej oczy były wilgotne.
-I dlatego nie chcę, żebyś go poznawała – wyjaśnił, chociaż po tym wszystkim, co powiedział, ona sama mogła się tego domyślić. Przesunął dłonią po jej twarzy, ocierając kciukiem kąciki jej oczu i dodał: - Bo na tobie też nie pozostawiłby nawet jednej suchej nitki. Nie chcę, żeby … nie życzę sobie, żeby powiedział do ciebie choć jedno słowo, spojrzał na ciebie choć raz, był w tym samym pokoju co ty …
-Bartek – uspokoiła go, uśmiechając się lekko – W porządku. Nie mam zamiaru nalegać na to spotkanie. Zresztą chyba nie powinnam się już nikomu pokazywać – spróbowała zażartować, ale on odebrał to bardzo dosłownie i coś go ścisnęło w sercu. Temat ojca był bolesny, to prawda, ale znacznie bardziej raniła go świadomość, że siedząca przed nim dziewczyna umiera. Wyciągnął rękę i jeszcze raz przeczesał palcami jej włosy, a kiedy już ją opuścił, Maja przytuliła się do niego mocno i ponownie skupiła uwagę na filmie.
On też chciał to zrobić. Ale wtedy poczuł coś dziwnego na swojej dłoni, a kiedy na nią spojrzał, serce w nim zamarło.
Z jego palców zwieszało się coś suchego i ciemnego.
Trzymał w dłoni garstkę jej włosów, jej pięknych, długich włosów, które też czasy swojej świetności miały już dawno za sobą. One też się rozpadały, tak jak cały jej organizm. One też zostały zdominowane i osłabione przez raka.
One też postanowiły mu przypomnieć, że już niedługo straci swoją Maję, straci ją na zawsze.
Zamknął oczy i pozwolił popłynąć łzom, na powstrzymywanie których nie miał już siły.
Na nic nie miał już siły.


Tego środowego poranka nie zapomniał już nigdy, do końca życia.
Budził się powoli, nigdzie się nie śpiesząc, nie zrywając się na żaden trening, bez trosk i zmartwień. Rzucił okiem na tarczę budzika; była ósma dwanaście.
Uniósł się lekko na łokciu i spojrzał z czułością na Maję, która leżała na boku, skulona, tuż obok niego, z jedną ręką pod głową, a drugą ułożoną na jego brzuchu. Uśmiechnął się i wyciągnął ramię, by pogładzić ją po policzku. Przygotował się na szok termiczny, z jakim ostatnio zawsze reagował na dotyk jej gorącej skóry.
Tymczasem jej skóra była chłodna.
A wręcz zimna.
Przez chwilę trwał w bezruchu, ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejąc tego, co się właśnie wydarzyło. W końcu się ocknął, a wtedy w jego umyśle zaistniała jedna, jedyna myśl. Jedna, jedyna, ale wystarczyła, by poderwał się do pozycji siedzącej i delikatnie potrząsnął ramieniem Mai.
-Maju? - odezwał się głośno, wciąż potrząsając jej ramieniem. A jednak jej ciało było zupełnie bezwładne. I skórę na ramionach też miała zimną … Ogarnięty paniką przysunął ucho do jej piersi, z napięciem wsłuchując się w rytm jej serca.
Rytm, którego nie usłyszał.
W pokoju rozbrzmiewał dźwięk tylko jednego pracującego serca, które należało do niego i teraz raptownie przyśpieszyło, ściskając się ze strachu, z bólu, z niedowierzania.
Maju, ty nie mogłaś umrzeć, powtarzał sobie w myślach, krążąc po pokoju i szukając swojego telefonu. Nie mogłaś, nie mogłaś odejść, tak bez słowa pożegnania …
W końcu znalazł komórkę i natychmiast zadzwonił na pogotowie.
A potem po prostu wziął dziewczynę na kolana, tuląc do siebie jej bezwładne ciało i modląc się, by wciąż żyło.


*Nie wszystkie fakty z życia Bartka są prawdziwe, niektóre wymyśliłam, ale – i tu fanki skoków na pewno doskonale wiedzą – prawdą jest to nieszczęsne podium przegrane o 0,1 punktu i tylko ja mogę wiedzieć, jak bardzo się wtedy wkurwiłam.
No.
A poza tym jestem pewna, że mnie powiesicie za to zakończenie.
I chciałabym mieć jakiekolwiek dobre wieści, ale to niemożliwe, bo przed nami najbardziej okrutny rozdział, nie tylko w tym opowiadaniu, ale w ogóle w całej mojej karierze pisarskiej.

Przepraszam.
I w ogóle ten rozdział miałam dodać później, ale jak zawsze nie mogłam się powstrzymać.
I jeszcze chciałam powiedzieć, że wiem, że zaczęła się szkoła i dodawanie rozdziałów w tygodniu jest nam bardzo nie na rękę, ale akurat to opowiadanie mam już skończone i dzień publikowania ich nie robi mi zbytniej różnicy ... ale postaram się dodawać jednak w weekendy ;D zwłaszcza, że od przyszłego tygodnia ja też wracam do szkoły ;(
No dobra. Koniec dlugiego gadania.
Trzymajcie się, kochane, będzie dobrze <3

16 komentarzy:

  1. Strasz nas więcej. Jasne, czemu by nie? Ja już teraz wysiedzieć nie mogę i skręca mnie z ciekawości co ty tam wymyślisz znowu.
    No, ale tak - zaskoczyła mnie prośba Mai. Za to odpowiedź Bartka nie zrobiła tego ani trochę. Czułam, że odmówi, ale nie spodziewałam się, że postanowi wyznać jej prawdę i uzasadnić dlaczego to robi. To potworne, że ma takiego ojca. Jego mamie również bardzo współczuję. Oboje łatwego życia nie mieli, ale jakoś nie potrafię zrozumieć kobiety. Nie protestowała, żeby mieć święty spokój? Taak, takie wyjście jest najlepsze. Naprawdę. Nie widziała, że jej obojętność jest krzywdząca dla syna? No, ale dobrze, że jest jeszcze Grzesiu, który wspomógł kumpla i nie zostawił go w ciężkich chwilach, a pomógł w realizacji życiowego marzenia.
    Co do zachowania jego ojca nie mam słów. Jak mógł wygadywać takie rzeczy prosto w oczy własnemu dziecku? Dobrze, że Maja nie naciskała na to spotkanie. Z całą pewnością nie odbiłoby się to dobrze na jej zdrowiu, które już w tamtym momencie pozostawiało wiele do życzenia.
    I masz rację! Wielką, cholerną rację, bo ja mam ochotę cię udusić za tą końcówkę! Jak mogłaś tak to rozegrać? Powiedz, że to jeszcze nie koniec. No proooszę! Ona nie mogła tak po prostu umrzeć, nawet się z nim nie żegnając, nawet nie wypowiadając ostatniego słowa. Tylko dlaczego mam świadomość, że właśnie zakończysz to w ten sposób albo tylko odrobinę inny? Eh, pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam :*
    Ps. U mnie nowość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zostały jeszcze trzy rozdzialy, a ja nie mam w zwyczaju zabijać bohaterów tak szybko przed końcem, także .. :>
      dobra, ani słowa :D
      dziękuję Ci za komentarz, kochana, a co do Twojej nowości to wiem, doskonale i przybędę tam później, wieczorem, bo dopiero wtedy znajdę chwilkę ;)
      Trzymaj się :*

      Usuń
  2. Nie lubię Cię.
    Po raz kolejny chciałaś mnie dobić.
    I dobiłaś, jak chcesz wiedzieć.
    Chociaż mój wyprany mózg odsunął końcówkę na dalaszy plan i skupił się na podkurwieniu tamtymi mistrzostwami.
    Będzie dobrze? Jakoś nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. nawet mi nie mów o tych mistrzostwach.
    wciąż mnie to boli.
    i wciąż mam ochotę coś rozwalić.
    Ale ja też Cię kocham, wiesz? <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu nie wiem, co napisać.
    Więc ograniczę się tylko do tego, że to opowiadanie wzbudza takie emocje, że po przeczytanie rozdziału zawsze potrzebuję parę minut, by dojść do siebie. Jesteś mistrzem, ale jeszcze nie zabijaj Mai. Poczekaj z tym tak gdzieś 40lat.
    Smutno mi się zrobiło, nooo :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cichutkim szepcikiem zdradzę, że jeszcze tego nie zrobię :)
      ale nie obiecuję tych 40 lat.
      I dziękuję, po prostu jak zawsze dziękuję <3

      Usuń
  5. No tak. Jeszcze tego mi do szczęścia i do poprawy samopoczucia brakowało. Zajebiście :/
    Ale rozdział genialny, kochana ty moja <3
    Maja nie umarła ^^ Bo wtedy praktycznie nie byłoby opowiadania. Moja logika <3
    A Bartek nie potrafi robić jakiegoś sztucznego oddychania, czy coś? No wiem, wiem. Rak. Ale mimo wszystko.
    Już zakończę, kochana, bo muszę dalej odrabiać lekcje.
    Kocham Cię <3
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. NIE NIE NIE NIE NIE! TAK NIE MOŻE BYĆ!!! ;CCCC
    Ona nie może umrzeć! Nie w takim momencie! ;C Jejku, to jest straszne ;c Nie mogę pohamować płaczu ;c Dobrze, że ta piosenka nie leci już w tle bo chyba w ogóle bym się nie mogła uspokoić... Z początku jak zauważyłam jej brak, to pomyślałam, że to już nie będzie to samo. Te emocje i w ogóle. Ale teraz widzę, że dla mnie to jest był chyba plus ;o A najgorsze jest to, że takie sytuacje zdarzają się naprawdę...;c
    Powtórzę się, że genialnie piszesz ;) Brak słów po prostu ;) Masz talent i tyle! ;) Mam tylko nadzieję, że nie będziesz nas długo katować z opublikowaniem kolejnego rozdziału :D
    Czekam na nexta i pozdrawiam! :*

    Zapraszam wszystkich do czytania ;>
    good-bye-my-almost-lover.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Maja. Ufam tylko, że nie umarła, choć przecież obiecałaś dziewczyną, że jeszcze nie teraz.
    Ale z Tobą to nic nie wiadomo 0_0
    Co do ojca Bartka to szczerze mnie to nie zdziwiło. Chłopak wydawał mi się zawsze za mądry, żeby nienawidzieć go bez powodu. Nie ma to jak taki tatuś. Zajebisty przyjaciel dla dzieciaka. Dzięki Bogu Bartek ma i miał Grześka.
    Ja bym się zgodziła żeby Majka umarła za 40 lat. Kurde no, jakie 40? 80 też mogę poczekać.
    W tym wyjątkowym wypadku wykaze się nie spotykaną w moim przypadku cierpliwością.
    Ale przygotowuję się już na pożegnanie i łzy...
    Życie + Ty... :(
    Pozdrawiam Cię Wredna Pisarko i miłego "powrotu" do szkółki życzę.
    Trzymaj się.
    I proszę o nowość na Wellim, bo tamtej historii moja zacna cierpliwość już nie obejmuje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah, a wiec zostałam ,,Wredną Pisarką"? Bardzo mi miło :D
      co do Welliego to rozdział dodam w piątek, czy to zaspokaja Twoją niecierpliwość? :D
      Dziękuję <3

      Usuń
    2. Bardzo proszę :D
      Wredna, wredna, ale liczy się, że ma talent.
      Do piątku jakoś wytrzymam.
      Buziaki:*

      Usuń
  8. Takie zakończenie...rzeczywiście okrutne, jednak prawdziwe.
    Nawet jeśli Maja umarła, to najważniejsze jest to, że miała kogoś na kim jej zależało, że wreszcie kogoś pokochała...
    Jeśli okaże się, że dziewczyna nie żyje...to mimo wszystko będę smutna, bo miałam i mam nadzieję na lepsze zakończenie *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jeszcze nie zakończenie, wciąż pozostały trzy rozdziały ;)

      Usuń
  9. Coraz trudniej czytać. Ona coraz słabsza, on coraz bardziej bezradny. Oni coraz bardziej zakochani. Przyznaję, że boję się tego zbliżającego się zakończenia. Co więcej mogę napisać? Bardzo mi się podoba jak budujesz atmosferę, jak opisujesz uczucia - zarówno te dobre, jak i te złe. Postaci bohaterów są świetnie wykreowane. Aż żal, że tak smutno.

    OdpowiedzUsuń
  10. Odrobinę sił, którą w sobie dzisiaj mam, wykorzystam żeby te komentarzowe zaległości u ciebie nadrobić.
    Ta końcówka jest... nie wiem jak to nazwać. Chyba nie ma takiego przymiotnika, który mógłby to opisać. Nie wiem czy Maja żyje, czy już nie, ale i tak najbardziej szkoda mi Bartka. Dla niej to koniec bólu, a dla niego prawdziwe cierpienie dopiero się zacznie. Jestem pewna, że jego tata nie oszczędzi mu gorzkich słów. Chyba, że się zmieni. Ludzie czasami się zmieniają, chociaż szczerze wątpię, że ktoś tak okrutny, może nagle stać się kochającym, pełnym współczucia człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojciec Bartka już nie dostanie szansy się zrehabilitować, jakoś nie widziałam jeszcze dla niego miejsca w tych kolejnych rozdziałach.
      Maja nie umarła, tyle mogę powiedzieć :)
      i dziękuję za czas i za wszystko <3

      Usuń