Siedzieli razem w salonie,
oglądając jakiś stary film, gdy ona zagaiła:
-Bartek …
Spojrzał na nią z góry,
a Maja nieco niepewnie dodała: - Nigdy nie przedstawiłeś mnie
swoim rodzicom.
Zaskoczyła go i to
bardzo. Przez chwilę tylko siedział w milczeniu, patrząc na czubek
jej głowy i zastanawiając się, co ją skłoniło do podjęcia tego
tematu. W końcu westchnął i odpowiedział:
-Uwierz mi, nie chciałabyś
ich poznawać.
Wiedział, że nie
zadowoli jej taka odpowiedź i nie pomylił się. Maja podniosła
głowę i wbiła w niego pełne zainteresowania spojrzenie.
Zadrżał, gdy po raz
kolejny uświadomił sobie jak bardzo jest blada i jak bardzo jej
orzechowe, kiedyś pełne blasku, oczy teraz przypominają dwie
wygasłe pochodnie.
-Czemu nie?
Westchnął ponownie, bo
już wiedział, że nie ucieknie od tego tematu. Postanowił więc
powiedzieć jej prawdę. W końcu tylko tą jedną rzecz zawsze przed
nią przemilczał, a przecież zasługiwała na to, żeby wiedzieć.
-No dobrze, powiem ci –
poddał się, co wywołało nikły uśmiech na jej twarzy. Usadowiła
się wygodnie w jego ramionach i spojrzała na niego wyczekująco, a
on przygotował się na tą niekoniecznie radosną, zawsze raniącą
go opowieść.
-Moja matka to wspaniała
osoba i chętnie bym ci ją przedstawił, gdyby nie to, że wtedy
musiałabyś także poznać mojego ojca, a tego nie życzyłbym
najgorszemu wrogowi.
Jej brwi powędrowały w
górę. Westchnął cicho i kontynuował:
-Zawsze był niczym
więcej, tylko kawałem drania. Przesiadywał całymi dniami w pracy,
ale musiałbym być idiotą, by nie wiedzieć, że mniej tam
pracował, a więcej zdradzał moją matkę na prawo i lewo. Ona też
o tym wiedziała, ale udawała, że nic się nie dzieje. Miała
dzięki temu święty spokój.
Ale wiadomo, że w końcu
wracał do domu, a wtedy nadrabiał stracony czas. Moja matka przez
te wszystkie lata stała się odporna na jego podły charakter, więc
wyżywał się na mnie. Kiedy tylko mógł. Zawsze byłem dla niego
tylko słabym, nic nie wartym, życiowym nieudacznikiem. Gdyby to od
niego zależało, to nigdy nie zacząłbym skakać. Właściwie to,
co teraz robię mogę zawdzięczać tylko mamie … i Grześkowi.
-Grześkowi? - powtórzyła
ze zdumieniem. Skinął głową, przesuwając palcem po jej ramieniu.
-Znaliśmy się z
Grześkiem od dziecka. Chodziliśmy razem do przedszkola i w ogóle
spędzaliśmy wspólnie każdą chwilę. Wiesz, moje dzieciństwo
polegało na unikaniu domu. Wychodziłem wcześnie rano, cały dzień
siedziałem na dworze albo u Grześka i wracałem dopiero wieczorem,
kiedy musiałem położyć się spać. Mama nie powstrzymywała mnie,
bo rozumiała tę potrzebę ucieczki od domu i od ojca.
Mieliśmy siedem lat,
kiedy starszy brat Grześka, Krzysiek poszedł na swój pierwszy
trening. To było wielkie wydarzenie, więc cała ich rodzina
przyszła na skocznię, a raczej niewielką górkę, na której każdy
zaczyna, żeby zobaczyć pierwszy skok Krzyśka. Ja byłem wtedy u
nich, jak co dzień, więc też poszedłem. Potem Krzysiek zaczął
regularnie trenować, a ja i Grzesiek nie mówiliśmy już o niczym
innym. Rok później Adam Małysz wygrał Turniej Czterech Skoczni i
zaczął odnosić kolejne sukcesy. To nas jeszcze bardziej
podbudowało. Grzesiek powiedział rodzicom, że też chce trenować.
Oczywiście, zgodzili się; skoro pozwolili na to starszemu synowi,
dlaczego mieli nie pozwolić młodszemu? Grzesiek od razu cały się
rozpromienił, a ja wciąż pamiętam jak bardzo rozbolał mnie wtedy
brzuch, gdy wyobraziłem sobie reakcję ojca na moje chcę skakać,
jak Małysz.
Urwał na chwilę i
popatrzył na nią. Jej oczy były skupione na jego twarzy i
opowieści. Czekała na ciąg dalszy, ale on nagle uświadomił
sobie, że ma dość, że nie chce jej już o tym więcej mówić.
Maja zrozumiała. Wyciągnęła ręce i złapała go za dłonie. Jej
skóra była nienaturalnie gorąca, ale poczuł przyjemny dreszcz,
jak zawsze gdy jej dotykał i zrobiło mu się trochę lżej na
sercu.
-No więc wróciłem do
domu. Powiedziałem o tym mamie. Była bardzo zaskoczona i trochę
też przerażona, bo dobrze wiedziała, czego można się spodziewać
po ojcu. Obiecała mi, że z nim porozmawia. I faktycznie, zrobiła
to. A on oczywiście się nie zgodził.
Tak było zawsze, gdy
czegoś pragnąłem. Mówiłem o tym mamie, ona ojcu, a kiedy on się
nie zgadzał, zwieszałem głowę i rezygnowałem. Tylko, że tym
razem nie potrafiłem zrezygnować. To nie była jedynie kolejna
zachcianka ośmiolatka, który chciał wszystkiego, co widział.
Miałem tylko osiem lat, ale ja wtedy naprawdę wiedziałem, że to
jest to coś, to coś, co chcę robić i nie poddam się,
dopóki nie spróbuję. Porozmawiałem z Grześkiem. Obiecał mi, że
beze mnie nie zacznie treningów. Jego matka przekonała moją, żeby
mi na to pozwoliła. I rzeczywiście, pozwoliła. Sama płaciła za
moje treningi, za sprzęt, za wszystko. Potem dostałem stypendium,
ale na początku było ciężko. Jak się łatwo można domyślić,
mój ojciec był wściekły, bo podjęliśmy decyzję za jego
plecami, podważając jego autorytet w tym domu. Wydawało mi się,
że będzie robił wszystko, żeby przeszkodzić mi w chodzeniu na
treningi, ale ku mojemu zaskoczeniu on odpuścił. Zaczął traktować
mnie jak powietrze i o nic nie pytał. Do czasu.
Kiedy miałem 11 lat
wziąłem udział w pierwszym, poważniejszym konkursie. No wiesz,
krajowe zawody dla dzieciaków. Nie powiodło mi się, byłem dopiero
dwunasty, a startowało dwudziestu zawodników. I wtedy mój ojciec
zaatakował. Na każdym kroku zaczął wypominać mi, ile kosztują
te moje cholerne treningi, ile oni muszą płacić tylko po to, żebym
poskakał sobie z jakiejś starej górki i że chyba na głowę
upadłem, jeśli mam nadzieję osiągnąć kiedyś tyle, co Małysz.
Po każdym konkursie dbał o to, żeby spędzić ze mną wiele czasu
sam na sam i ponarzekać, jaki to jestem żałosny i beznadziejny. W
końcu uodporniłem się na to, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Bo w tym roku przeszedł sam siebie.
Pojechałem na Mistrzostwa
Świata Juniorów, swoje ostatnie, bo za rok będę już za stary, by
w nich startować. Wszyscy mi powtarzali, że dam radę, że zdobędę
w końcu ten upragniony medal. I ja też w to wierzyłem. Wierzyłem,
że mogę tego dokonać i wreszcie zapisać naprawdę wielki sukces w
swojej karierze.
Westchnął po raz kolejny
i pokręcił głową, przymykając powieki. Gdyby Maja choć trochę
znała się na skokach, wiedziałaby już teraz, jaki będzie koniec
tej opowieści, ale ponieważ była ignorantką w tej kwestii,
ścisnęła tylko mocniej jego dłonie i ponagliła go:
-No i co?
Otworzył oczy,
spoglądając na nią, a ona ujrzała w jego turkusowych tęczówkach
ból, spychany do tej pory na bok, ale wciąż świeży, wciąż
gdzieś tam uwierający jego serce, wciąż unoszący się gdzieś
tam nad pękniętą duszą.
-Zająłem czwarte
miejsce, przegrywając podium o jedną dziesiątą punktu –
odpowiedział cicho, na co ona jęknęła.
-Och, Bartek … -
wyszeptała, po czym przysunęła się bliżej niego i wtuliła się
w jego tors. Przygarnął do siebie jej drobne, rozpalone gorączką
ciało i od razu poczuł się lepiej. Milczeli przez chwilę, aż w
końcu odsunęła się nieznacznie i zapytała: - I co dalej?
Wzruszył lekko ramieniem,
odgarniając jej włosy z twarzy.
-Nic. Wróciłem do domu
tylko z medalem zdobytym w drużynie, a indywidualny brąz dostał
się Austriakowi, Stefanowi Kraftowi. Grzesiek pocieszał mnie przez
cały czas. Powtarzał mi, że nie mam co się obwiniać, bo wiadomo,
że cały ten system sędziowania i punktowania niewiele ma wspólnego
ze sprawiedliwością i że to jasne, iż na podium nie mogło
zabraknąć Austriaka, ale to wcale nie sprawiało, że czułem się
lepiej. Jednak najgorzej było jak już wróciłem do domu. Mama
oczywiście pocieszyła mnie, tak jak Grzesiek, ale ojciec … O
dziwo, nie był w pracy. Teraz myślę sobie, że specjalnie wziął
wolne, żeby być w domu, jak tylko przyjadę i żeby od razu móc
zacząć mnie nękać. Usłyszałem między innymi, że przynoszę
wstyd tej rodzinie i skoro jestem za słaby nawet na Mistrzostwa
Świata Juniorów to powinienem natychmiast dać sobie spokój ze
skakaniem i wziąć się do normalnej pracy, bo oni nie będą mnie
wiecznie utrzymywać. Dowiedziałem się, że jestem nierobem,
darmozjadem i beztalenciem. Tak, wtedy był w wybitnej formie, a
każde kolejne słowo wyraźnie sprawiało mu uciechę – pokręcił
lekko głową i wziął głęboki oddech – Wtedy chyba coś we mnie
pękło. Powiedziałem mu parę ostrych słów, powiedziałem mu, że
go nienawidzę i pojechałem do Grześka. Mieszkałem u niego
tydzień, a mama dzwoniła codziennie i w końcu udało jej się mnie
przekonać, żebym wrócił. Wróciłem, ale omijałem ojca szerokim
łukiem. I już zawsze będę to robił. Nie chcę go znać. Nie chcę
mieć z nim nic wspólnego.
W tym miejscu zakończył
swoją opowieść. Poczuł się nawet trochę lepiej, jakby wyrzucił
z siebie sporą ilość jadu i toksyn, jakie tkwiły w historii
dotyczącej jego ojca. Maja wydawała się poruszona, a jej oczy były
wilgotne.
-I dlatego nie chcę,
żebyś go poznawała – wyjaśnił, chociaż po tym wszystkim, co
powiedział, ona sama mogła się tego domyślić. Przesunął dłonią
po jej twarzy, ocierając kciukiem kąciki jej oczu i dodał: - Bo na
tobie też nie pozostawiłby nawet jednej suchej nitki. Nie chcę,
żeby … nie życzę sobie, żeby powiedział
do ciebie choć jedno słowo, spojrzał na ciebie choć raz, był w
tym samym pokoju co ty …
-Bartek – uspokoiła go,
uśmiechając się lekko – W porządku. Nie mam zamiaru nalegać na
to spotkanie. Zresztą chyba nie powinnam się już nikomu pokazywać
– spróbowała zażartować, ale on odebrał to bardzo dosłownie i
coś go ścisnęło w sercu. Temat ojca był bolesny, to prawda, ale
znacznie bardziej raniła go świadomość, że siedząca przed nim
dziewczyna umiera. Wyciągnął rękę i jeszcze raz przeczesał
palcami jej włosy, a kiedy już ją opuścił, Maja przytuliła się
do niego mocno i ponownie skupiła uwagę na filmie.
On też chciał to zrobić.
Ale wtedy poczuł coś dziwnego na swojej dłoni, a kiedy na nią
spojrzał, serce w nim zamarło.
Z jego palców zwieszało
się coś suchego i ciemnego.
Trzymał w dłoni garstkę
jej włosów, jej pięknych, długich włosów, które też czasy
swojej świetności miały już dawno za sobą. One też się
rozpadały, tak jak cały jej organizm. One też zostały zdominowane
i osłabione przez raka.
One też postanowiły mu
przypomnieć, że już niedługo straci swoją Maję, straci ją na
zawsze.
Zamknął oczy i pozwolił
popłynąć łzom, na powstrzymywanie których nie miał już siły.
Na nic nie miał już
siły.
Tego środowego poranka
nie zapomniał już nigdy, do końca życia.
Budził się powoli,
nigdzie się nie śpiesząc, nie zrywając się na żaden trening,
bez trosk i zmartwień. Rzucił okiem na tarczę budzika; była ósma
dwanaście.
Uniósł się lekko na
łokciu i spojrzał z czułością na Maję, która leżała na boku,
skulona, tuż obok niego, z jedną ręką pod głową, a drugą
ułożoną na jego brzuchu. Uśmiechnął się i wyciągnął ramię,
by pogładzić ją po policzku. Przygotował się na szok termiczny,
z jakim ostatnio zawsze reagował na dotyk jej gorącej skóry.
Tymczasem jej skóra była
chłodna.
A wręcz zimna.
Przez chwilę trwał w
bezruchu, ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejąc tego, co się
właśnie wydarzyło. W końcu się ocknął, a wtedy w jego umyśle
zaistniała jedna, jedyna myśl. Jedna, jedyna, ale wystarczyła, by
poderwał się do pozycji siedzącej i delikatnie potrząsnął
ramieniem Mai.
-Maju? - odezwał się
głośno, wciąż potrząsając jej ramieniem. A jednak jej ciało
było zupełnie bezwładne. I skórę na ramionach też miała zimną
… Ogarnięty paniką przysunął ucho do jej piersi, z napięciem
wsłuchując się w rytm jej serca.
Rytm, którego nie
usłyszał.
W pokoju rozbrzmiewał
dźwięk tylko jednego pracującego serca, które należało do niego
i teraz raptownie przyśpieszyło, ściskając się ze strachu, z
bólu, z niedowierzania.
Maju, ty nie mogłaś
umrzeć, powtarzał sobie w myślach, krążąc po pokoju i szukając
swojego telefonu. Nie mogłaś, nie mogłaś odejść, tak bez słowa
pożegnania …
W końcu znalazł komórkę
i natychmiast zadzwonił na pogotowie.
A potem po prostu wziął
dziewczynę na kolana, tuląc do siebie jej bezwładne ciało i modląc
się, by wciąż żyło.
*Nie
wszystkie fakty z życia Bartka są prawdziwe, niektóre wymyśliłam,
ale – i tu fanki skoków na pewno doskonale wiedzą – prawdą
jest to nieszczęsne podium przegrane o 0,1 punktu i tylko ja mogę
wiedzieć, jak bardzo się wtedy wkurwiłam.
No.
A
poza tym jestem pewna, że mnie powiesicie za to zakończenie.
I
chciałabym mieć jakiekolwiek dobre wieści, ale to niemożliwe, bo
przed nami najbardziej okrutny rozdział, nie tylko w tym
opowiadaniu, ale w ogóle w całej mojej karierze pisarskiej.
Przepraszam.
I w ogóle ten rozdział miałam dodać później, ale jak zawsze nie mogłam się powstrzymać.
I jeszcze chciałam powiedzieć, że wiem, że zaczęła się szkoła i dodawanie rozdziałów w tygodniu jest nam bardzo nie na rękę, ale akurat to opowiadanie mam już skończone i dzień publikowania ich nie robi mi zbytniej różnicy ... ale postaram się dodawać jednak w weekendy ;D zwłaszcza, że od przyszłego tygodnia ja też wracam do szkoły ;(
No dobra. Koniec dlugiego gadania.
Trzymajcie się, kochane, będzie dobrze <3
Strasz nas więcej. Jasne, czemu by nie? Ja już teraz wysiedzieć nie mogę i skręca mnie z ciekawości co ty tam wymyślisz znowu.
OdpowiedzUsuńNo, ale tak - zaskoczyła mnie prośba Mai. Za to odpowiedź Bartka nie zrobiła tego ani trochę. Czułam, że odmówi, ale nie spodziewałam się, że postanowi wyznać jej prawdę i uzasadnić dlaczego to robi. To potworne, że ma takiego ojca. Jego mamie również bardzo współczuję. Oboje łatwego życia nie mieli, ale jakoś nie potrafię zrozumieć kobiety. Nie protestowała, żeby mieć święty spokój? Taak, takie wyjście jest najlepsze. Naprawdę. Nie widziała, że jej obojętność jest krzywdząca dla syna? No, ale dobrze, że jest jeszcze Grzesiu, który wspomógł kumpla i nie zostawił go w ciężkich chwilach, a pomógł w realizacji życiowego marzenia.
Co do zachowania jego ojca nie mam słów. Jak mógł wygadywać takie rzeczy prosto w oczy własnemu dziecku? Dobrze, że Maja nie naciskała na to spotkanie. Z całą pewnością nie odbiłoby się to dobrze na jej zdrowiu, które już w tamtym momencie pozostawiało wiele do życzenia.
I masz rację! Wielką, cholerną rację, bo ja mam ochotę cię udusić za tą końcówkę! Jak mogłaś tak to rozegrać? Powiedz, że to jeszcze nie koniec. No proooszę! Ona nie mogła tak po prostu umrzeć, nawet się z nim nie żegnając, nawet nie wypowiadając ostatniego słowa. Tylko dlaczego mam świadomość, że właśnie zakończysz to w ten sposób albo tylko odrobinę inny? Eh, pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy.
Pozdrawiam :*
Ps. U mnie nowość :D
zostały jeszcze trzy rozdzialy, a ja nie mam w zwyczaju zabijać bohaterów tak szybko przed końcem, także .. :>
Usuńdobra, ani słowa :D
dziękuję Ci za komentarz, kochana, a co do Twojej nowości to wiem, doskonale i przybędę tam później, wieczorem, bo dopiero wtedy znajdę chwilkę ;)
Trzymaj się :*
Nie lubię Cię.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny chciałaś mnie dobić.
I dobiłaś, jak chcesz wiedzieć.
Chociaż mój wyprany mózg odsunął końcówkę na dalaszy plan i skupił się na podkurwieniu tamtymi mistrzostwami.
Będzie dobrze? Jakoś nie wierzę.
nawet mi nie mów o tych mistrzostwach.
OdpowiedzUsuńwciąż mnie to boli.
i wciąż mam ochotę coś rozwalić.
Ale ja też Cię kocham, wiesz? <3
Po prostu nie wiem, co napisać.
OdpowiedzUsuńWięc ograniczę się tylko do tego, że to opowiadanie wzbudza takie emocje, że po przeczytanie rozdziału zawsze potrzebuję parę minut, by dojść do siebie. Jesteś mistrzem, ale jeszcze nie zabijaj Mai. Poczekaj z tym tak gdzieś 40lat.
Smutno mi się zrobiło, nooo :c
cichutkim szepcikiem zdradzę, że jeszcze tego nie zrobię :)
Usuńale nie obiecuję tych 40 lat.
I dziękuję, po prostu jak zawsze dziękuję <3
No tak. Jeszcze tego mi do szczęścia i do poprawy samopoczucia brakowało. Zajebiście :/
OdpowiedzUsuńAle rozdział genialny, kochana ty moja <3
Maja nie umarła ^^ Bo wtedy praktycznie nie byłoby opowiadania. Moja logika <3
A Bartek nie potrafi robić jakiegoś sztucznego oddychania, czy coś? No wiem, wiem. Rak. Ale mimo wszystko.
Już zakończę, kochana, bo muszę dalej odrabiać lekcje.
Kocham Cię <3
Buziaki! :*
NIE NIE NIE NIE NIE! TAK NIE MOŻE BYĆ!!! ;CCCC
OdpowiedzUsuńOna nie może umrzeć! Nie w takim momencie! ;C Jejku, to jest straszne ;c Nie mogę pohamować płaczu ;c Dobrze, że ta piosenka nie leci już w tle bo chyba w ogóle bym się nie mogła uspokoić... Z początku jak zauważyłam jej brak, to pomyślałam, że to już nie będzie to samo. Te emocje i w ogóle. Ale teraz widzę, że dla mnie to jest był chyba plus ;o A najgorsze jest to, że takie sytuacje zdarzają się naprawdę...;c
Powtórzę się, że genialnie piszesz ;) Brak słów po prostu ;) Masz talent i tyle! ;) Mam tylko nadzieję, że nie będziesz nas długo katować z opublikowaniem kolejnego rozdziału :D
Czekam na nexta i pozdrawiam! :*
Zapraszam wszystkich do czytania ;>
good-bye-my-almost-lover.blogspot.com
Biedna Maja. Ufam tylko, że nie umarła, choć przecież obiecałaś dziewczyną, że jeszcze nie teraz.
OdpowiedzUsuńAle z Tobą to nic nie wiadomo 0_0
Co do ojca Bartka to szczerze mnie to nie zdziwiło. Chłopak wydawał mi się zawsze za mądry, żeby nienawidzieć go bez powodu. Nie ma to jak taki tatuś. Zajebisty przyjaciel dla dzieciaka. Dzięki Bogu Bartek ma i miał Grześka.
Ja bym się zgodziła żeby Majka umarła za 40 lat. Kurde no, jakie 40? 80 też mogę poczekać.
W tym wyjątkowym wypadku wykaze się nie spotykaną w moim przypadku cierpliwością.
Ale przygotowuję się już na pożegnanie i łzy...
Życie + Ty... :(
Pozdrawiam Cię Wredna Pisarko i miłego "powrotu" do szkółki życzę.
Trzymaj się.
I proszę o nowość na Wellim, bo tamtej historii moja zacna cierpliwość już nie obejmuje :P
hah, a wiec zostałam ,,Wredną Pisarką"? Bardzo mi miło :D
Usuńco do Welliego to rozdział dodam w piątek, czy to zaspokaja Twoją niecierpliwość? :D
Dziękuję <3
Bardzo proszę :D
UsuńWredna, wredna, ale liczy się, że ma talent.
Do piątku jakoś wytrzymam.
Buziaki:*
Takie zakończenie...rzeczywiście okrutne, jednak prawdziwe.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli Maja umarła, to najważniejsze jest to, że miała kogoś na kim jej zależało, że wreszcie kogoś pokochała...
Jeśli okaże się, że dziewczyna nie żyje...to mimo wszystko będę smutna, bo miałam i mam nadzieję na lepsze zakończenie *.*
to jeszcze nie zakończenie, wciąż pozostały trzy rozdziały ;)
UsuńCoraz trudniej czytać. Ona coraz słabsza, on coraz bardziej bezradny. Oni coraz bardziej zakochani. Przyznaję, że boję się tego zbliżającego się zakończenia. Co więcej mogę napisać? Bardzo mi się podoba jak budujesz atmosferę, jak opisujesz uczucia - zarówno te dobre, jak i te złe. Postaci bohaterów są świetnie wykreowane. Aż żal, że tak smutno.
OdpowiedzUsuńOdrobinę sił, którą w sobie dzisiaj mam, wykorzystam żeby te komentarzowe zaległości u ciebie nadrobić.
OdpowiedzUsuńTa końcówka jest... nie wiem jak to nazwać. Chyba nie ma takiego przymiotnika, który mógłby to opisać. Nie wiem czy Maja żyje, czy już nie, ale i tak najbardziej szkoda mi Bartka. Dla niej to koniec bólu, a dla niego prawdziwe cierpienie dopiero się zacznie. Jestem pewna, że jego tata nie oszczędzi mu gorzkich słów. Chyba, że się zmieni. Ludzie czasami się zmieniają, chociaż szczerze wątpię, że ktoś tak okrutny, może nagle stać się kochającym, pełnym współczucia człowiekiem.
ojciec Bartka już nie dostanie szansy się zrehabilitować, jakoś nie widziałam jeszcze dla niego miejsca w tych kolejnych rozdziałach.
UsuńMaja nie umarła, tyle mogę powiedzieć :)
i dziękuję za czas i za wszystko <3