piątek, 30 sierpnia 2013

Trzynasty, który uświadamia jej, że nigdy nie jest za późno.

Grzesiek nigdy w życiu nie widział Bartka tak przerażonego i poruszonego.
Siedzieli właśnie w trójkę, razem z Krzyśkiem w swoim mieszkaniu, spędzając wieczór w możliwie najbardziej frajerski sposób, czyli grając w karty i pijąc piwo, kiedy zadzwonił telefon Kłuska. Grzesiek nie od razu domyślił się, że dzieje się coś złego, dopiero, gdy Bartek poderwał się na równe nogi, wymawiając imię Mai, dotarła do niego powaga sytuacji.
-Ej, co jest? - spytał, odkładając na bok swoje karty, co spotkało się z głośnym jękiem sprzeciwu Krzyśka, który wygrywał i wyjątkowo zależało mu na dokończeniu gry. Ale zarówno jego brat, jak i Kusy mieli teraz gdzieś karty.
-Co się stało? - nalegał Grzesiek, patrząc wyczekująco na kumpla, który wciąż spoglądał bezradnie na swoją komórkę.
-Dzwoniła Maja …
-Maja? - powtórzył zdumiony Miętus, wytrzeszczając oczy – I co ci powiedziała?
-No właśnie nic! Ale to brzmiało, jakby znowu miała skurcze i chyba … chyba straciła przytomność … - z każdym kolejnym słowem Bartek był coraz bledszy, a kiedy w końcu spojrzał na Grześka, w jego oczach wyraźnie widać było ból.
-No to co się jeszcze zastanawiasz, dzwoń po karetkę! No już!
Kiedy Bartek nie zareagował, Grzesiek wyrwał mu telefon, po czym szybko sam zadzwonił na pogotowie. Następnie złapał swoją kurtkę i pociągnął Kłuska do wyjścia.
-No ruszaj się, musimy jechać do szpitala! - warknął, nie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo Kusego sparaliżowało z oszołomienia i bólu. Kręcił głową, wkładając szybko buty. Na sekundę przed tym jak obaj wybiegli z mieszkania, usłyszeli zaskoczony głos Krzyśka:
-Czyli co, koniec gry?!


Otworzenie oczu okazało się aktem najwyższego poświęcenia i odwagi.
Minęło kilka długich minut, przepełnionych bólem spojówek, naznaczonych spływającymi po policzkach łzami, nim wreszcie rozchyliła powieki, przyzwyczajając się do ostrej jasności i rażącej bieli. A potem pozostałe zmysły wróciły do pracy; poczuła charakterystyczny, sterylny zapach i usłyszała rytmiczny pisk, mogący być tylko dźwiękiem wydawanym przez maszynę monitorującą pracę serca. Doskonale wiedziała, gdzie się znajduje.
A więc nie umarła.
Ogarnęła ją ulga wymieszana jednak ze strachem, bo w sali była zupełnie sama. Leżała, przykuta do łóżka, zbyt słaba, by się podnieść czy wykonać jakikolwiek ruch, a jego nie było przy niej.
Oczywiście, że nie było, powiedziała sobie, nagle odczuwając złość i obrzydzenie w stosunku do samej siebie. Przecież kazałaś mu odejść, pamiętasz? Dlaczego miałoby go obchodzić, że poczułaś się gorzej?
A jednak, najwyraźniej obchodziło. To on musiał zadzwonić po karetkę, gdy z tej krótkiej telefonicznej rozmowy wywnioskował, że z dziewczyną dzieje się coś niedobrego. Może nawet siedział na korytarzu, za tymi drzwiami i z bijącym sercem czekał aż lekarze pozwolą mu się z nią zobaczyć...
Podniosła się na łokciu, krzywiąc się lekko z bólu, który rozszedł się promienistą falą po całym jej brzuchu. Zdecydowanie ten ostatni atak był najgorszy ze wszystkich, jakie do tej pory miała. Wniosek nasuwał się sam: była już bardzo blisko końca.
Westchnęła cicho, przecierając twarz i przymykając powieki. Miała ochotę wstać i wyjść z tej sali, wyjrzeć na korytarz, sprawdzić czy on tam jest albo najlepiej wrócić do domu i znaleźć go, siedzącego na jej jednoosobowym łóżku i otwierającego ramiona, by przyjąć ją z powrotem. Tylko czy w ogóle mogła na to liczyć? Czy Bartek był w stanie jej wybaczyć? Już przynajmniej dwa razy go zawiodła i zraniła. Zresztą, raniła go na każdym kroku. A przecież największe cierpienie wciąż jeszcze było przed nim.
Powoli usiadła i przerzuciła nogi przez krawędź łóżka. Kiedy jej nagie stopy zetknęły się z zimną, kamienną podłogą, syknęła cicho, a potem bardzo niepewnie wstała. Zrobiło jej się trochę słabo, a cały pokój wykonał gwałtowny obrót, ale jakoś okrążyła łóżko i przytrzymując się ściany, ruszyła w stronę wyjścia.
Była dopiero w połowie sali, gdy jak znikąd pojawiła się pielęgniarka. Ujrzawszy, co dziewczyna wyprawia natychmiast zaciągnęła ją z powrotem do łóżka i nie chciała słuchać żadnych próśb i błagań. Maja pozostała jednak nieugięta i w końcu, dla świętego spokoju, kobieta zgodziła się wyjrzeć na korytarz i sprawdzić czy nie ma na nim jakiegoś Bartka.
Parę sekund później był znów przy niej.
Tam gdzie jego miejsce.


-Przepraszam.
Jej cichy głos rozbrzmiał tak nagle, przerywając niemalże idealną ciszę panującą między nimi od dobrych kilkunastu minut, że Bartek aż drgnął.
-Za co?
-Za to, że kazałam Ci odejść – powiedziała, wpatrując się w niego tymi orzechowymi oczami, które uwielbiał – To była jedna z najgłupszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłam. Potem chciałam do ciebie zadzwonić. Przyznać się do błędu, przeprosić cię. I wtedy złapał mnie ten okropny skurcz, a ja nie mogłam nic zrobić...
-Cii... - uciszył ją łagodnie, widząc strach i łzy w jej oczach, a także słysząc ból w głosie. Przesunął kciukiem po jej rozpalonym policzku, a wtedy ona dodała:
-Lekarz powiedział, że najpóźniej jutro mnie wypuszczą. To jeszcze nie koniec. Pomyślałam, że może będziesz chciał się wprowadzić … możemy zacząć jeszcze raz, chyba, że jest już za późno...
-Nie jest za późno, Maju – wyszeptał, po czym nachylił się i ucałował czule wierzch jej dłoni – Póki oddychasz, nie jest za późno. Pamiętaj o tym.
Uśmiechnęła się delikatnie, a potem uniosła na łokciu i przysunęła bliżej niego, wtulając się w jego ciepłe ciało. Gdyby tylko mogła, zostałaby w jego silnych ramionach na zawsze.
Ale doskonale wiedziała, że nie ma takiej możliwości, więc chciała po prostu cieszyć się nim, skoro jeszcze miała okazję.
Skoro jeszcze nie było za późno.


Nie był lekarzem i absolutnie nie znał się na fizjologii ludzkiego ciała, ale nawet on był w stanie zauważyć, że nowotwór Mai osiągnął już ostatnie stadium.
W końcu udało mu się ją namówić, by zrezygnowała z pracy, co zrobiła, choć bardzo niechętnie. Odtąd spędzała czas przede wszystkim w mieszkaniu, a on był przy niej tak często jak tylko mógł, biorąc pod uwagę fakt, że miał treningi trzy razy w tygodniu. Nie lubił zostawiać jej samej. Zawsze ogarniały go wtedy najczarniejsze myśli, a do mieszkania wracał prawie biegiem, z głośno bijącym sercem, które uspokajało się dopiero, gdy już ujrzał Maję i przekonał się, że wciąż żyje.
Wciąż żyła, ale było z nią coraz gorzej.
Październik mijał powoli, a z każdym kolejnym dniem ona marniała coraz bardziej. Zawsze odznaczała się szczupłą sylwetką, ale teraz była zwyczajnie chuda, a gdy ją dotykał, wyczuwał wyraźnie każdą jej kość, prawie przebijającą się przez skórę. Z dnia na dzień stawała się też coraz to bledsza, tak że z jej twarzy zniknęły już wszystkie kolory i rozjaśniały ją tylko ogromne, błyszczące niezdrowo oczy. Próbował się przyzwyczaić do faktu, że dziewczynę ciągle nękała teraz wysoka gorączka, której nie zbijały żadne tabletki, ale gdy tylko czuł dotyk jej gorącej, suchej skóry, przeszywał go dreszcz. Patrzenie na nią, w takim stanie zadawało mu ból, bo uświadamiał sobie coraz to silniej, że rak wyniszcza ją powoli i stopniowo, ale bardzo sukcesywnie. Najgorsza jednak była ta cholerna bezradność, która pozwalała mu jedynie stać z boku i przyglądać się jak jego Maja umiera. Oddałby wszystko, co miał, by zdarzył się cud, by ona ozdrowiała i mogła żyć dalej. Ale niestety, życie nie na tym polegało. To nie był handel wymienny. Marzenia nie zawsze się spełniały.

A on po prostu musiał się z tym pogodzić, chociaż było to cholernie, cholernie trudne.


Obiecałam, że naprawię. Naprawiłam.
Ale ogólnie rozdział jest jednym z gorszych, no niestety, tak wyszło. Jednakże, ponieważ jest trzynasty, to chętnie zwalę to na karb pecha, a co.
Okej, dzisiaj bez zbędnego rozpisywania się.
Dodam jeszcze, że w przyszłym rozdziale wyjaśni się kwestia ojca Bartka - kiedyś o tym wspominałam i poczułam, że trzeba to szerzej wyjaśnić.
Trzymajcie się ciepło <33

19 komentarzy:

  1. Ty mi tu nie narzekaj na rozdział, tylko powiedz lepiej czemu taki krótki? Chociaż dobre i to na oderwanie się od Richarda.
    Naprawiłaś i chwała Ci za to.
    Grzesiu jak zawsze przytomny, mądry i rozumny, ale przypomniało mi się, że w kadrze zastąpił go Hula i mi smutno.
    I przeraziło mnie zachowanie Krzysia. Nie wiem, czy on się tak tym piwem nawalił, czy co, ale głupotę palnął masakryczną.
    I mam nadzieję, że oni do tego szpitala taksówką pojechali, chyba że Grzesiu nie pił.
    Dobra, ochrzań mnie, ja nie o tym miałam.
    Chociaż wystarczy, że powiem: cholerny rak, na więcej nie mam siły.
    Odezwij się jak znajdziesz chwilę.
    Kocham <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale kochana, przecież ja Ci napisałam przed chwilą długaśnego maila, w którym nawet zawarłam porcję motywacji na dziś, jako że przejęłam się faktem, iż nazwałaś mnie wenotwórczą kobietą :D
      wiem, że krótki. I przede wszystkim dlatego kiepski.Następne są dłuższe ;)
      co do Krzysia to on po prostu nie jest w ogóle obeznany z sytuacją, nie ma pojęcia o Mai i dlatego się tak zachował. także spoko, możesz go dalej kochać :D
      dziękuję jak zawsze <3

      Usuń
  2. Już październik? Aż mnie serce boli jak to czytam. Rak to takie cholerne świństwo, a już zwłaszcza jak atakuje tak młode osoby, które mają przed sobą jakąś przyszłość. Jedna z moich znajomych chorowała na to cholerstwo, ale całe szczęście udało się ją wyleczyć i kilka dni temu wyszła ze szpitala. Tak bym chciała żeby Mai też się udało, ale wiem że na to już za późno. Pozostały jej ostatnie chwile, których i tak chyba nie da rady wykorzystać, bo jest na to za słaba. Przed nami chyba najtrudniejsze rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. noo ... chciałabym powiedzieć, że nie będą aż tak trudne, ale niestety.
      zwłaszcza 15. i 16. - uprzedzam już teraz - bo ja przy nich wylałam najwięcej łez.
      Dziękuję <3

      Usuń
  3. Rozdział genialny! I nie próbuj więcej narzekać, że Ci nie wyszedł! -_-
    Jeju, znowu łzy same cisnęły się do oczu. No masakra po prostu...;c
    Tak pięknie piszesz, że wszystkie uczucia przechodzą na czytelnika. Ostatnio mi się nawet przyśniło to opowiadanie :D
    No moja droga, zawładnęłaś moim sercem tym opowiadaniem :3
    Nie trzymaj długo w niepewności i dodaj nexta! ;>

    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozsypałam się emocjonalnie i dłuższą chwilę zajmie mi pozbieranie się.
    Chyba jeszcze nigdy nie czytałam żadnego, jakby nie patrzyć, amatorskiego opowiadania, które aż tak działa na emocje.
    Masz prawdziwy dar.
    A to opowiadanie jest cholernie dobre; każda moja komórka, żyła, nerw protestuje, bo ten rozdział nie jest jednym z gorszych.
    Właściwie jest w czołówce najlepszych.
    Jest piękny, cudownie napisany, a przy tym tak okrutnie rzeczywisty. Bo, jak napisałaś, marzenia nie zawsze się spełniają. Bo na świecie jest pełno wrednych chorób, bo w każdej minucie ktoś umiera.
    "I żyli długo i szczęśliwie" nie wszystkim jest pisane.
    Ale Maja ma coś, czego nie ma wielu umierających ludzi. Ma Bartka. Miłość, która jest silniejsza niż rak, która przetrwa nawet śmierć.
    Dobrze, że przytargałam sobie do pokoju paczkę chusteczek, bo przyda się i to bardzo.
    A na koniec bardziej optymistyczny akcencik, Krzysiu jest równie uroczy co jego brat ;33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u Miętusów to normalne :D
      ten urok jest chyba wpisany w geny, haha :D
      i dziękuję bardzo za ten komentarz. Wprawdzie sprawił, ze prawie że się poryczałam, ale ok, powstrzymałam się, wiec nie mam Ci tego za złe :>
      i jak zawsze uważam, że mnie przeceniasz, ale i tak mi cholernie, cholernie miło :)
      trzymaj się :*

      Usuń
    2. PRZECIEŻ JA CIĘ NIE PRZECENIAM, TOŻ TO PRAWDA, TO JUŻ NAJWYŻSZY CZAS, ŻEBYŚ UWIERZYŁA, ŻE MASZ WIEEELKI TALENT.
      (wielki jak stópki Grzesia Schlierenzauera :D)
      Serio, powinnaś duuuużo pisać, żebyś potem mogła nam do Polski Nobla przywieźć ;)

      Usuń
    3. Pierwszy w historii Nobel otrzymany za fanficki o skoczkach narciarskich, haha :D
      o Boże, ty nawet tak nie zartuj, a jakby to wpadło w ręce Kusego?
      Mój Kusy,mocno by się zdziwił, co ja mu tu z życiem zrobiłam ...
      No, ale i tak podtrzymuję to co powiedziałam, zwłaszcza,że mówisz mi takie rzeczy TY.
      Jakbyś ty nie miała wielkiego daru, ha :D

      Usuń
    4. Weźź, od dawna gnębi mnie pytanie czy kiedykolwiek jakikolwiek skoczek czytał jakiegoś ff o sobie i co wtedy czuł!
      Może podeślemy Kusemu na fb linka do tego opowiadania i sprawdzimy co on na to. Nóż widelec, a doda jakiś głęboki i pełen analiz komentarz xD

      Usuń
    5. o Boziu.
      chyba bym umarła.
      Jeszcze sobie wyobrażam jak obok niego siedzi Grzesiu Miętus i czyta o sobie jako o rozśmieszającym wszystkich kretynie :>
      nieee, ja zdecydowanie bym się na to nie pisała :D

      Usuń
  5. A ja się muszę pochwalić, bo nie ryczałam. Naprawdę!
    Co nie oznacza oczywiście tego, że rozdział jest gorszy pod względem pisarskim. Nie! Po prostu mam tak zryty humor, że najzwyczajniej nie byłam w stanie się rozpłakać. I tyle.
    No i Bartuś wrócił, ale co z tego, skoro jest świadomość tego cholernego czasu?! A sama Majka czuje się coraz gorzej...
    Zakończę ten popis inteligencji z mojej strony.
    Ale i tak pomimo tego, jak się czuję, jesteś genialna.
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehh...
    Niech żyje płacz.
    Mówisz, że będą łezki na 15 i 16, a ja już tutaj wyłam jak szalona.
    Na myśl o niek takiej bezwładnej i samotnej, w tym szpitalu.
    I o tej niepewności.
    Jest czy go nie ma?
    Ale był, jako to światełko w tunelu i troszku odechciało mi się płakania...

    No i biedny Krzysiu, który gra spokojnie w karty i nie wie co się dzieje.
    Ale tak to jest między rodzeństwem, normalka.
    A Grzesiu to dobrze, że jest.
    Zawsze przytomny i gotowy.
    I tyle.
    Smuteczek :(((
    Ale rozumiem, życie.
    I cieszę się, że znowu są razem.
    Buziaki i pozdrowienia:*
    Weny kochana.
    P.s: Wiem, że w tej sytuacji moje pytanie świadczy o tragicznej głupocie... Ale co z tym pierścionkiem w szufladzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :>
      co do pierścionka, to pojawi się właśnie w tym tragicznym rozdziale piętnastym, ale poza tym niestety nie zabłyśnie nigdy na palcu Mai.
      Trzymaj się ;*

      Usuń
  7. Nie lubię cię, wspominałam już o tym? Jak nie to piszę to teraz, w tym momencie. Ja nie mogę czytać takich rzeczy, bo ryczeć mi się chce, a w poniedziałek idę do okulisty i co to będzie? Nie mam pojęcia za kogo mnie weźmie z tymi zaczerwienionymi ślepiami, jak zaraz nie przestanę chlipać i smarkać w sierść yorkołaka (nie, jemu też się to nie podoba) Ale nie mogę inaczej, jak sobie wyobrażę tą ich wielką miłość i tak fatalny jej koniec. Bo doskonale wiem, jak to skończysz - bardzo w swoim stylu. Jeszcze niedawno miałam nadzieję, że jednak nas zaskoczysz i zafundujesz swoim bohaterom taki typowy happy end, ale na to się nie zapowiada.
    Choroba Mai jest silniejsza z rozdziału na rozdział, a świadomość upływu czasu jest miażdżąca. I co ja mam ci jeszcze napisać? Piszesz pięknie i ładnie umiesz grać na uczuciach czytelników. Będę to powtarzać za każdym razem. Co mogę dodać?
    Może jeszcze pogratuluję ci doboru piosenki. Taki typowy wyciskacz łez, a zespół po prostu uwielbiam.
    Eh, pozdrawiam, kochana!
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ta piosenka nęka mnie od kilku dni i musiałam ją dodać, zwłaszcza, że tak świetnie pasuje :D
      i ja wiem doskonale,że Ty i tak mnie bardzo kochasz, prawda? <3
      no i przecież wiesz,że nie mogłam inaczej skończyć.
      No nie mogłam.
      Trzymaj się, kochana :*

      Usuń
    2. No kocham, kocham, bo cóż innego by mi pozostało? :D Nie wytrzymałabym bez ciebie zbyt długo. Co nie oznacza wcale, że ci to tak łatwo wybaczę, a ty możesz czuć się bezpieczna, o!

      Usuń
    3. rozumiem więc,ze Miecio wciąz pracuje w pocie czoła?
      eh, ciężko pracę ma ten facet ;D

      Usuń
    4. No pewnie! Musi się wykazać jeżeli chce dostać tą miseczkę przypalonego ryżu mojej produkcji :D Ale spokojnie lata niewolnictwa minęły, więc wbrew pozorom on to robi dobrowolnie xD

      Usuń