sobota, 24 sierpnia 2013

Dwunasty, w którym okrutny los znów daje o sobie znać.

Obudził się o świcie, zmarznięty i zraniony.
Zaskakujące jest to, jak bardzo człowiek przyzwyczaja się do obecności drugiego człowieka. To przyzwyczajenie, przechodzące nieraz w uzależnienie jest wręcz przerażające. Jak bardzo ludzie potrzebują czyjegoś dotyku i ciepła i jak bardzo dotkliwie potrafią odczuć ich brak.
Dzień był zimny i ponury, ale on miał wrażenie, że zamarzł od środka, a to wszystko dlatego, że jej nie było przy nim.
Grzesiek jeszcze spał, więc wstał powoli i najciszej jak mógł wymknął się z pokoju. Poszedł do kuchni i zrobił sobie herbatę, a potem pił ją szybko, wręcz łapczywie, nie zwracając uwagi na poparzone wargi, język i gardło, pragnąc za wszelką cenę roztopić ten wewnętrzny lód, rozgrzać się od środka, zapomnieć o niej.
Kubek wciąż jeszcze był gorący, gdy odłożył go do zlewu, obiecując sobie, że potem go umyje, razem z całym stosem brudnych naczyń, sprawiających wrażenie, jakby leżały tam już co najmniej od tygodnia. A potem opadł na krzesło i oparł się ciężko łokciami o stół.
Siedział w tej pozycji, kompletnie nieruchomo przez dobre parę godzin. I tak właśnie zastał go Grzesiek, gdy wstał i pojawił się w kuchni.
Odgłos odsuwanego krzesła wyrwał Kłuska z zamyślenia. Uniósł głowę i ujrzał Grześka, siadającego obok niego przy stole i obdarzającego go uważnym spojrzeniem.
-Możemy teraz pogadać? - spytał cicho. Bartek miał ochotę potrząsnąć głową.
Ale tego nie zrobił. Nie zrobił, bo jednocześnie czuł, że wyrzucenie tego wszystkiego z siebie w jakiś sposób mu pomoże, napełni go nową siłą, odtruje, odciąży... Wziął głęboki oddech i opowiedział mu wszystko, wpatrując się w ścianę. Nie pominął ani jednego szczegółu, ani jednego słowa, które ona do niego powiedziała, a które wbiło mu się w serce jak ostre odłamki szkła. Głos miał słaby i drżący, ale mówił, wciąż mówił, chcąc dokończyć tą opowieść i mieć to wreszcie z głowy.
-Nie chciałem wracać do domu – zakończył, mrugając znacznie szybciej i częściej niż normalnie i biorąc głęboki oddech – Wiesz, jaki jest mój ojciec. Ale w końcu będę musiał. Nie mogę siedzieć ci na głowie, nie wiadomo ile.
Miętus milczał przez długą chwilę, a jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz. Bartek miał wielką nadzieję, że usłyszy od niego coś pokrzepiającego, coś co nie będzie tylko pustym, wymuszonym wyrazem pocieszenia, ale naprawdę poprawi mu humor.
I rzeczywiście, Grzesiek go nie zawiódł. Najpierw wyciągnął rękę i poklepał go lekko po ramieniu, a potem uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
-Ona zmieni zdanie, Bartek. Przecież wiesz, że Cię kocha.
Wiedział. Był tego pewny. Przesunął dłońmi po twarzy i pokiwał głową, na co Grzesiek uśmiechnął się szerzej i wstał.
-No dobra, to teraz się ruszaj. Musisz mi pomóc zrobić coś jadalnego na śniadanie z tego, co mam w lodówce.
-A co masz w lodówce? - spytał Kusy. Grzesiek przeszedł przez kuchnię, po czym zatrzymał się przy lodówce i otworzył ją szeroko, ukazując jej wnętrze, wyglądające niemal dokładnie tak, jak to, które można ujrzeć w sklepie z wyposażeniem kuchennym. Bartek uniósł brwi, rozbawiony, a Miętus wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Zmiana planów – mruknął, zatrzaskując drzwi lodówki – Idziemy do sklepu.


A więc teraz mogła już tylko czekać na śmierć.
Dwa tygodnie bez niego minęły zaskakująco szybko. Może wyobrażała sobie, że czas nagle stanie w miejscu? W takim razie myliła się. Czas nigdy nie zwalnia, ludzie żyją dalej i nikogo nie obchodzi, że komuś cały świat zwalił się właśnie na głowę.
Zwłaszcza, że zwalił się na jej własne życzenie.
Wracała powoli z pracy, zastanawiając się jak długo da radę jeszcze tam pracować i jak sobie potem finansowo poradzi, jeśli stan zdrowia zmusi ją do zrezygnowania z pracy, gdy usłyszała, jak ktoś woła jej imię.
-Maja!
Głos był znajomy, a kiedy odwróciła się w kierunku jego źródła, ujrzała Grześka Miętusa, zmierzającego szybko w jej stronę. Ogarnęło ją przeczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego, jednak nie wycofała się, tylko spokojnie zaczekała, aż chłopak się z nią zrówna i dopiero wtedy powoli ruszyła dalej.
-Co u ciebie? – zapytała, siląc się na beztroski ton. Nie wyszło; jej głos wyraźnie zadrżał z nerwów.
-W porządku – odparł, wbijając dłonie w kieszenie. Przez chwilę milczeli, aż w końcu odezwał się jako pierwszy: - Widziałem się z Bartkiem. Mieszka u mnie, od dwóch tygodni.
Drgnęła, gdy padło jego imię i jakby skuliła się w sobie, mimo że już wcześniej szła zgarbiona. Grzesiek przyglądał jej się przez parę sekund, dając jej szansę na powiedzenie czegoś, ale ponieważ nie powiedziała nic, więc sam podjął ten wątek:
-On nie rozumie, Maja. Prawdę mówiąc, ja też. Myślałem, że go kochasz.
-Kocham go – powiedziała szybko, posyłając mu krótkie spojrzenie – I właśnie dlatego postąpiłam tak, a nie inaczej.
Dostrzegła zdumienie, malujące się na jego twarzy, więc westchnęła i dodała:
-Nie oczekuję, że to zrozumiesz, Grzesiek. To nie jest takie proste, ale ja…
Pokręciła głową, przygryzając wargę. Pożałowała teraz, że pozwoliła mu na tę rozmowę, rozmowę, na którą nie miała siły.
-Jak się kogoś kocha, to się z nim jest, bez względu na wszystko – usłyszała. Spojrzała na niego, a on uniósł brew – Może się mylę?
Westchnęła ponownie, przymykając powieki.
-Ja umieram, Grzesiek. A to trochę zmienia postać rzeczy.
-Zmienia – zgodził się z nią, kiwając z namysłem głową, ale zanim zdążyła się temu nadziwić, on dodał: - W tej sytuacji tym bardziej powinniście być razem.
Nie chciała mu tego tłumaczyć. Było oczywiste, że Grzesiek wypracował sobie własne zdanie na ten temat i nic, co by powiedziała nie byłoby w stanie tego zdania zmienić.
-On cię naprawdę kocha – usłyszała jego cichy głos po dłuższej chwili milczenia. Posłała mu krótkie spojrzenie, po czym ponownie spojrzała przed siebie, krzyżując ramiona na piersiach.
-Wiem – mruknęła. I znowu zapadła między nimi cisza, a Maja przestała już zwracać uwagę, dokąd idzie. Teraz po prostu szła przed siebie, a on tuż obok niej, nie zakłócając owej ciszy, tylko czekając aż dziewczyna pierwsza się odezwie. I rzeczywiście, w końcu to zrobiła.
-Czasem żałuję, że w ogóle go poznałam.
Grzesiek popatrzył na nią gwałtownie, co odczuła od razu, chociaż sama nie spojrzała na niego. Jego zszokowane, chociaż nie osądzające spojrzenie sprawiło, że niemal zapaliła ją skóra i skłoniło do mówienia dalej. Zresztą, sam Grzesiek, dość specyficzny w obyciu, ale bardzo przyjazny, skłaniał do zwierzeń swoją łagodnością i szczerością.
-Nie ze względu na mnie, tylko na niego – dodała, jakby bojąc się, że jeśli szybko tego nie wyjaśni, to chłopak wyrobi sobie mylne zdanie na jej temat – Ze względu na to, jak wiele przeze mnie wycierpiał. Gdybyśmy się nigdy nie spotkali, byłby teraz szczęśliwy, bez żadnych zmartwień i …
-Samotny jak palec – dokończył za nią Miętus. To jej zamknęło usta. Pokręciła lekko głową i postanowiła już więcej nic nie mówić.
A to z kolei sprawiło, że on przemówił:
-Maja, ja znam Bartka całe życie. I chyba nikt lepiej ode mnie nie wie, z jakim uporem maniaka poszukiwał tej swojej wymarzonej dziewczyny. Tracił nadzieję. Zachowywał się jak idiota. I czasem miałem wrażenie, że już przestał szukać miłości, a zaczął panienek na jedną noc. Nie było mu z tym dobrze. Nigdy nie mówił, ale widać było, że to go gryzie. I wtedy poznał ciebie. Wszystko się zmieniło.
Słuchała go uważnie, bo choć wiedziała o przeszłości Bartka, to jednak zawsze inaczej było usłyszeć o tym z ust kogoś postronnego. Nie przerywała więc Grześkowi, pozwalając mu kontynuować.
-Ja sam ledwo mogłem uwierzyć, że się tak zakochał. Nigdy bym nawet nie podejrzewał, że może aż tak kochać. Maja, ja wiem, że jesteś chora. Wiem, że zostało ci niewiele czasu, ale to nie powinno skłaniać cię do zrywania z nim. Możesz się ze mną nie zgadzać, ale uważam, że popełniłaś błąd. I pewnie, że nie musi cię obchodzić moje zdanie. Chcę ci tylko uświadomić, że jesteś pierwszą dziewczyną, którą Bartek pokochał. Pierwszą, którą kiedyś straci. Ale nie każ mu tracić cię już teraz. Daj mu się zapamiętać jako ta, która chciała być z nim do samego końca, która kochała go tak bardzo, że tylko rak był w stanie ją od niego zabrać.
Zadrapało ją w gardle, a powieki zadrżały pod ciężarem łez, które nagle wypełniły jej oczy. Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na niego z wdzięcznością i wzruszeniem.
-Wiesz co, kobiety to jednak straszne idiotki – stwierdziła, gdy już jej trochę przeszło, na co on uśmiechnął się lekko.
-Każdy popełnia błędy – zaczął, ale ona potrząsnęła głową.
-Nie mówię teraz o mnie. Kobiety to straszne idiotki, jeśli żadna nie potrafi docenić tego, jaki świetny z ciebie chłopak, Grzesiek.
Przez chwilę patrzył na nią zaskoczony, ale w końcu uśmiech na jego twarzy poszerzył się, a oczy rozbłysły.
-Przestań, robi mi się głupio – mruknął z udawanym zmieszaniem, jednocześnie trzepocząc rzęsami. Maja zaśmiała się i ruszyła dalej przed siebie, teraz przypominając sobie, że przecież jej celem był przystanek autobusowy.
Wracała do domu, do pustego, zimnego mieszkania, które było takie tylko i wyłącznie z jej winy.
Czy Grzesiek miał rację? Czy nie było jeszcze za późno, by to wszystko naprawić?
I czy ona w ogóle chciała to wszystko naprawiać?


Przemyślała to, co Grzesiek jej powiedział. Rozważyła wszystkie za i przeciw. I w końcu przyznała mu rację.
Nie przestała uważać, że Bartek powinien nauczyć się żyć bez niej, zanim naprawdę przyjdzie jej odejść. Po prostu dotarło do niej, że on tego wcale nie chce, wcale nie chce jeszcze się tego uczyć, a z tym nic nie mogła zrobić, to była tylko jego decyzja.
No i tęskniła za nim. Tęskniła tak bardzo, że każdy dzień był koszmarem, tęskniła tak bardzo, że zaczęła się już nawet modlić, by ten koniec nadszedł jak najszybciej, żeby jej życie w końcu się urwało, żeby to wszystko się skończyło.
Teraz na nowo odżyła w niej wola życia. Nie wiedziała, ile jeszcze razy zabije jej serce, ile jeszcze wdechów weźmie w płuca, ile przeżyje nocy i poranków, ale wiedziała jedno.
Chciała żyć, wciąż żyć.
Dla niego.


Trzymała telefon w ręce. Nawet wybrała jego numer. Kciuk powoli zmierzył w stronę klawiatury, w stronę zielonej słuchawki, już gotowy na nią przycisnąć, gdy okrutny, bezlitosny los po raz kolejny o sobie przypomniał.
Poczuła jeden, ostry skurcz w brzuchu, który sprawił, że zgięła się wpół i syknęła z bólu. Na tym się nie skończyło. Następny skurcz był jak stalowa obręcz, która zacisnęła się wokół jej talii, rzucając ją na kolana, wytrącając jej telefon z ręki, wyciskając łzy z oczu. Wzięła chrapliwy, urywany oddech, cały czas trzymając się za podbrzusze, a świat rozmył jej się przed oczami. Wyciągnęła jedną rękę, by dosięgnąć leżącego w niewielkiej od niej odległości telefonu, musnęła go palcami, wkładając nadludzki wysiłek w przyciągnięcie go bliżej siebie. Dysząc ciężko wcisnęła zieloną słuchawkę, a potem powoli położyła się na podłodze, przyciskając rozgrzany policzek do zimnych paneli i wsłuchując się w sygnał. Serce waliło jej jak oszalałe, a skurcze były już tak silne, że nie była w stanie oddychać. I wtedy w słuchawce coś trzasnęło, a potem jej ucho wypełnił jego głos.
-Maja?
Chciała się poruszyć. Chciała coś powiedzieć, cokolwiek. Ale okazało się to wysiłkiem przekraczającym jej możliwości, więc tylko westchnęła ciężko i chrapliwie, a on musiał to usłyszeć, bo gdy teraz się odezwał, wyraźnie słychać było, że jest przerażony.
-Maja, co się dzieje? Maja?!
Nie była w stanie już dłużej z sobą walczyć. Zamknęła oczy, odpływając w niebyt, w świat, w którym nie było bólu, ani fizycznego ani psychicznego.
Usłyszała jego głos i to jej wystarczyło.
Teraz spokojnie mogła umrzeć.



Myślicie, że już wyczerpałam swój limit okrucieństwa i pomysły na uprzykrzanie im życia? Hahaha, nic z tego :D
No to w szampańskim, iście wakacyjnym nastroju, w trakcie oglądania skoków na bułgarskim Eurosporcie dodaję ten rozdział, z nadzieją, że nie zlinczujecie mnie i że Wam się jednak spodoba :D
A Ty Kusy, masz skoczyć tak jak wczoraj albo i lepiej. Bo Cię znajdę ^^

16 komentarzy:

  1. Jak Ty to robisz, kobieto, że siedzę i po raz kolejny ryczę, co? No ja się pytam: "Jak?" Przecież tak nie wolno.
    Jesteś zła i okrutna dla nich. O tak!
    A tak poza tym,to jesteś rownież wielka, genialna, niesamowita i tak dalej.

    Mój mądry Grzesio. Maja ma rację.Kobiety to idiotki, powinny przejrzeć na oczy i niemal rzucić się na niego, bo taki chłopak u boku, to skarb wart więcej niż worek ze złotem i diamentami.

    No i skąd ja znów wiedziałam, jak to się skończy? Ja się kiedyś zabiję, przyięgam. Wiedziałam, a jednak miałam nadzieję. I zresztą ją ciagle mam, bo przecież taką naiwną kretynką już jestem, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie raz, i nie dwa będę przy tym ryczeć. Wylejnę swój roczny limit łez na tym opowiadaniu. O tak - na pewno.

    Teraz Bartuś Majki nie zostawi, to jest pewne, ale ile jej samej pozostało? Ile czasu jest im dane spędzić jeszcze razem? Aż moję się myśleć. Naprawdę boję się, a teraz tym bardziej, gdy przeczytałam Twój dopisek na koniec. Jak można być dla nich jeszcze bardziej okrutnym.
    Ahh.. no tak - zapomniałam - Można, bo to w końcu chyba Twoja specjalność, moja droga.

    Miałam napisać coś jezcze, ale zapomniałam, co to miało być, więc już kończę, by popłakać sobie w samotności nad ich losem.

    Podsumowując: Wiesz, że Cię kocham <3

    I błagam... przecież nie można się nad nimi tak znęcać... Nie lepiej wszystko załatwić od ręki? Tak rachu ciachu i już? Mniej by cierpieli...

    Weny na jednego, jak i drugiego Weliego życzę, kochana! :*
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mogę tak rachu ciachu od ręki, bo to opowiadanie to nie jest mój osobisty sposób na wyżycie się za trudy codzienności, ale ma coś pokazać, chociaż zastanawiam się często, czy pokazanie tego czegoś w ogóle mi wychodzi :P
      Dziękuję za Twój jak zawsze cudowny komentarz. Ja też Cię kocham i czekam na Księcia, tak mi bardzo obiecanego <33

      Usuń
  2. Aż nie wiem, co napisać.
    Więc tylko siedzę, wpatruję się w ten biały prostokąt i próbuję się nie rozpłakać.
    Los uwielbia drwić z ludzi. Jakby nie mógł dać Mai i Bartkowi jeszcze tego jednego spokojne, szczęśliwego spotkania, chwili, w której by sie pogodzili i żyli w błogiej nieświadomości jeszcze przez parę minut. A tak to pewnie spotkają się w szpitalu? Bo zakładam, że Maja jeszcze nie umrze, prawda? Pls, pls, jeszcze nie może.
    Ach, coś czuję, że na następne rozdziały muszę zaopatrzyć się w husteczki :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oezu, aż z tego wszystkiego napisałam chusteczki przez "h", widzisz co to opowiadanie robi z ludźmi?!

      Usuń
    2. przepraszam, ale to opowiadanie musi grać na emocjach, po to istnieje :D
      i mogę Ci obiecać, że nie wszystke rozdziały - a zostało ich 5 - będą się rozgrywać w szpitalu. Obiecuję z ręką na sercu, słowo harcerza (chociaż nim nie jestem :D)
      Dziękuję i trzymaj się <3

      Usuń
  3. Ona nie może umrzeć.
    A przynajmniej nie teraz, przynajmniej nie zanim się zobaczą ,porozmawiają.
    Daj im jeszcze tą złudną chwilkę czasu, daj Maji przyjąć ten wrzucony do szuflady ,biedny pierścionek.
    Załatw to wszystko tak , aby Bartek cierpiał jak najmniej... Jeśli w ogóle jest możliwe
    ograniczenie tego cierpienia.

    Jasne najlepszy byłby cud, prawda?
    Heh... Ale to jest właśnie słodko-gorzkie życie na naszej ukochanej planecie Ziemii :(

    Grzesiek niech napisze poradnik o istocie kobiecości. Ma chłopak talent psychologiczny. No a pozatym ma niestety świętą rację.
    No i jest najcudowniejszym przyjacielem na świecie.
    Dużo weny tutaj i na Andiego.
    Hm... Nad Wellim i Sophie też się ostatnio troche znencasz. Takie życie, słodzić to ty nie lubisz.
    Ale może właśnie dlatego twoje blogi są wzruszające.
    Bo w końcu dobre zakończenie to nie zawsze musi być wielki HAPPY END.
    Buziaki:* I cudowych wakacji.
    P.S . Dobrze, że masz internet :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety, ale nie lubię pisać przesłodzonych opowiadań. Lubię pisac o życiu. A życie to niezły kawał ... hmm. Dobra, nie dokończę :P
      przysięgam jednak,że ta chwila, a nawet chwile szcześcia nadejdą. Przysięgam, że to jeszzce nie koniec :)
      dziękuję i pozdrawiam :)
      P.S. Ja też się z tego internetu cieszę! :D

      Usuń
  4. Chciałaś mnie dobić, kochana?
    Ten dzień robi się jakiś totalnie beznadziejny.
    Nie potrafię skomentować tego rozdziału.
    Za bardzo się wczuwam w czytanie tego opowiadania.
    Ale obiecałaś, nie? Sama mi to dzisiaj przypomniałaś.
    Grzesiu jest po prostu najcudowniejszy.
    I tyle, bo ja nie mogę.
    Kocham Cię <333

    OdpowiedzUsuń
  5. nie chciałam dobijać. Musisz mi to wybaczyć ;)
    tak, obiecałam i obietnicy dotrzymam :D
    dziękuję <3
    P.S. Weny, weny, weny!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja się cieszę, że jednak masz dostęp do internetu i rozdział pojawił się wcześniej, niż we wrześniu :D
    A jeżeli już jestem przy rozdziale, to mam ochotę cię udusić, ale chyba z tego zrezygnuję i dam szansę na wyprostowanie tej sytuacji. A w razie czego będziesz miała okazję poznać seryjnego mordercę będącego na moich usługach :D Więc ten... Bądź czujna, buaha xD
    Nie no śmieję się oczywiście, ale i tak jestem na ciebie zła. Mało nieszczęścia na nich spadło? Musisz dokładać kolejne? Nie no wiem, że planujesz tutaj wstrząsające, przerażające zakończenie, ale może możemy jeszcze liczyć na jakiś promyczek nadziei? Taki Grzesiu to bardzo dobry początek. No ja po prostu uwielbiam tego chłopaka EVER! Również nie mogę pojąć tego, że nadal jest singlem. Przecież jest świetny! Jak mu ze skokami nie wyjdzie, to zawsze może spróbować pobawić się w psychologa. Miałby wzięcie ;) Coś w tym jest skoro zdołał namówić Maję na podarowanie Bartkowi jeszcze jednej szansy. Tylko szkoda, że skończyło się to właśnie w taki sposób. Ale może to jeszcze nie koniec? Może ona jeszcze nie umrze? Bo co tak szybko chciałabyś zakończyć to opowiadanie? Ja się tam nie bawię, o!
    No dobra, wiesz, że i tak było świetnie, a ja cię uwielbiam i już nie mogę doczekać się kolejnego odcinka ^^
    Weny, kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, uwielbiam jak mi grozisz :D tylko czemu ja nigdy nie biorę tego twojego ,,seryjnego mordercy" na powaznie? :P
      zostało 5 rozdziałów, więc pewnie, że wyprostuję, naprostuję, nasłodzę i w ogole aż sie ucieszycie jak już dostaniecie ten nie-happy end, możesz mi wierzyć :>
      dziekuję i również życzę Ci duuużo weny :D

      Usuń
    2. A pff, Mieczysław to bardzo poważny, wykwalifikowany pracownik. Kornelia może poświadczyć, bo ją też od czasu do czasu nęka na moje usługi, ale coś mało skutecznie ostatnio :( Więc nie myśl, że jesteś moją pierwszą ofiarą, buahah :D
      Oj tak, wena się przyda. Dzięki ^^

      Usuń
  7. Myślałam, że psycholog Grzesiek znów przyćmi wszystko, ale jednak mu się nie udało :(
    Ta końcówka... jak ty to opisałaś! Doskonale odzwierciedliłaś te wszystkie uczucia. Po prostu mnie zatkało i nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. Super rozdział, zresztą jak zawsze ;)
    Bartek tęskni za Mają. Brakuje mu jej bliskości. Kocha ją i to bardzo.
    Zaskoczona byłam tym spotkaniem w sklepie.
    Dobrze, że Grzesiek z nią pogadał. Dał jej do myślenia. Powiedział dużo mądrych rzeczy, które sprawiły, że coś sobie uświadomiła.
    A mianowicie, że kocha Bartka i chce z nim być mimo wszystko, do końca swoich dni.
    Zadzwoniła do niego, lecz niestety w tym samym czasie choroba dała o sobie znać. Mam nadzieję, że wszystko z nią będzie w porządku. Musi być no. Bartek przyjedzie, zadzwoni po karetkę. To nie może się źle skończyć. Nie może :(
    Końcówka rzeczywiście smutna, a za razem piękna. Jej słowa były niesamowite.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Życzę weny. Ściskam, Maarit :*

    love-of-accident.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaaaaaaaaaa nieee! No proszę Cię kobieto, ja zawału w końcu dostanę! ;o
    Same smutki w tym opowiadaniu ;c Ale meeega mi się podoba! ;>
    Bartek musi do niej przyjechać! Natychmiast! Ona nie może teraz umrzeć! ;c I strasznie się cieszę, że Grzesiek ją przekonał :D
    Błaaaagam Cię na kolanach - nie trzymaj długo w niepewności! :D

    Pozdrawiam i weny życzę :*

    http://good-bye-my-almost-lover.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń