Patrzyła na niego,
jak na idiotę.
-Wprowadzasz się –
powtórzyła, otępiała z wrażenia, jakie na niej zrobiło, to co powiedział.
Chciała dodać coś jeszcze, ale najwyraźniej nie znalazła właściwych słów, bo
tylko pokręciła głową i zamilkła.
-Pomyślałem, że
zamieszkanie razem u ciebie to lepszy pomysł niż, gdybyś ty miała wprowadzić
się do mnie – powiedział, jakby nie zwracając uwagi na jej osłupienie, jakby to
była najnormalniejsza sytuacja pod słońcem – W końcu ja mieszkam z rodzicami, a
wierz mi, nie chcesz mieć mojej matki na głowie …
-Bartek, co to ma
znaczyć?
Urwał i wbił w nią
uważne spojrzenie. Jej oczy wyrażały zdumienie i jakby lekkie znużenie.
Nieoczekiwanie poczuł bolesny skurcz w klatce piersiowej, gdy dotarło do niego,
dopiero teraz, że może ona wcale tego nie chce.
-Ja … myślałem … -
wybąkał, zanim język całkowicie go zawiódł i był zmuszony urwać. Poczuł się,
jak przebity balon, z którego uciekło całe powietrze. Tak i z niego uciekł
nagle cały entuzjazm i nadzieja.
-Przecież odszedłeś –
powiedziała cicho, a jej oczy dziwnie zalśniły – Odszedłeś, a ja już pogodziłam
się z myślą, że nie wrócisz.
-Ale wróciłem.
-Dlaczego?
I wtedy zrozumiał, że
to właśnie ten moment. Ten, w którym w końcu jej powie, co czuje, ten, w którym
dwoma, pozornie prostymi słowami, pokaże jej, ile dla niego znaczy. Serce mu
mocniej zabiło, gdy postąpił krok w jej stronę i biorąc jej twarz w swoje
dłonie, wyszeptał:
-Bo cię kocham.
-Jesteś pewny, że
wiesz na co się piszesz? – zapytała go jakieś pół godziny później, gdy leżeli
razem w jej jednoosobowym łóżku, a on obejmował ją mocno ramionami.
Gdy zadała to
pytanie, tylko objął ją mocniej, wargami muskając czubek jej głowy.
-Wiem – odpowiedział
cicho – Wiem doskonale.
Westchnęła i przez
długą chwilę oboje milczeli, podczas gdy jej palce błądziły bez celu po jego
nagim brzuchu. Przycisnęła mocniej ucho do jego piersi, wsłuchując się w
spokojny, regularny rytm jego serca. I nagle poczuła jak napięły się wszystkie
jego mięśnie, a sekundę później Bartek odezwał się:
-Maja?
-Hmm?
-Naprawdę nic się już
nie da zrobić?
Spodziewała się
takiego pytania, spodziewała się, że Bartek w końcu poruszy ten temat, będzie
chciał się upewnić, że rzeczywiście sprawa jest beznadziejna i bez wyjścia. I
wiedziała, że właśnie będzie musiała położyć kres resztkom jego nadziei i
brutalnie sprowadzić go do rzeczywistości.
-Nic, Bartek –
odpowiedziała. Usłyszała jak głośno wypuścił powietrze, a potem, nim zdążyła
choćby mrugnąć, poderwał się gwałtownie do pozycji siedzącej.
-Ale przecież są
różne lekarstwa – powiedział z nadzieją w głosie i ogniem w oczach – Są operacje,
chemioterapia … Czytałem o tym, czytałem o wielu przypadkach, kiedy sprawa była
już beznadziejna, a jednak ludzie zdrowieli…
-Bartek – przerwała
mu cichym, słabym głosem. Popatrzył na nią i uderzyło go jak bardzo zbladła,
pod wpływem jego słów, jak zadrżały jej wargi, jakby powstrzymywała się od łez
– Lekarz powiedział…
-Wiem – mruknął,
przesuwając dłońmi po twarzy, z ciężkim westchnięciem – Przepraszam.
Chciała coś
powiedzieć, ale przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Zamknięta w jego
ciepłych ramionach, zamknęła oczy i pozwoliła sobie na jedną, jedyną łzę.
Wiedziała od
początku, że to nie będzie łatwe, że będzie ranić i to dotkliwie.
Ale aż do teraz nie
zdawała sobie sprawy, że aż tak bardzo.
Nigdy nie przepadał
za treningami siłowymi czy aerobowymi. Idealną formą wysiłku były dla niego
same skoki, ale dzisiaj musiał zacisnąć zęby i jakoś przetrwać 15 km biegu.
Okazało się to nie
tak trudne, biorąc po uwagę fakt, że odbębniał ten bieg wraz z Grześkiem.
-Wyglądasz na
szczęśliwego – zauważył Miętus i to bez śladu ironii, gdy Bartek pojawił się w
umówionym miejscu o piątej trzydzieści rano. I rzeczywiście, Kłusek uśmiechał
się pod nosem, odkąd tylko otworzył dziś oczy, nawet w obliczu tego, co ich
czekało.
-Bo jestem szczęśliwy
– odpowiedział, zaczynając bieg od lekkiego truchtu. Grzesiek szybko się z nim
zrównał; przez chwilę biegli w ciszy, aż w końcu Bartek dodał: - Jestem
cholernie z nią szczęśliwy.
Grzesiek tylko
uśmiechnął się do siebie. Minęły już trzy tygodnie, odkąd nazwał przyjaciela idiotą
i odkąd ten idiota wprowadził się do swojej ukochanej. Powoli zaczynał się
sierpień, co wyznaczało już dobre dwa miesiące ich znajomości. Dwa miesiące, w
czasie których miłość Kłuska do Mai nie tylko nie osłabła, ale nasiliła się
jeszcze bardziej i zdawała się umacniać z każdym kolejnym dniem i każdą
kolejną, spędzaną wspólnie chwilą. I choć Grzesiek pamiętał o tykającym
nieustannie zegarze to jednak nie poruszał tego tematu, nie przerywał radości
przyjaciela. Okrutny czas miał przecież wkrótce sam to zrobić. Zresztą, Bartek
nie był głupi czy naiwny i sam musiał zdawać sobie sprawę, że te wspólne chwile
z Mają są policzone. Najwyraźniej jednak postanowił wykorzystać je jak
najlepiej i nie zaprzątać sobie głowy zamartwianiem się. A Miętusowi to się podobało,
bo zawsze wolał go, gdy był w dobrym humorze.
Słońce przesuwało się
leniwie po błękitnym, całkowicie bezchmurnym niebie i coraz silniej dawało im
się we znaki. Dochodziła już siódma, gdy pokonali ostatni metr i opadli na
pobliski krawężnik, ciężko dysząc.
-Nienawidzę tego
cholernego biegania – jęknął Grzesiek, przecierając twarz wierzchem koszulki i
wyciągając przed siebie obolałe nogi. Uniósł głowę i skrzywił się, gdy słońce
zapiekło go w oczy – Napijemy się czegoś zimnego? – zaproponował.
Ale Kłusek nie
odpowiedział. Siedział, patrząc przed siebie, a lekki uśmiech błąkający się po
jego twarzy i nieobecne spojrzenie utwierdziło Grześka w przekonaniu, że
właśnie myśli o Mai.
Dał mu parę sekund i
dopiero wtedy mocno szturchnął go łokciem w żebra.
-Ej! – obruszył się
Bartek, gwałtownie powracając do rzeczywistości. Zamrugał i spojrzał na niego z
zainteresowaniem – Mówiłeś coś?
Grzesiek przewrócił
oczami.
-Nie, nie przejmuj
się.
Kusy chyba nie
zwrócił uwagi na sarkazm w jego głosie, bo spojrzał w górę na bezchmurne niebo
i ogromną, jasną kulę słońca, po czym rzucił:
-Cholernie gorąco.
Pójdziemy się czegoś napić?
-O rany, to wspaniały
pomysł, że też sam na to nie wpadłem – mruknął Grzesiek, teraz już tak jawnie
ironicznie, że nawet głuchy by zrozumiał. Bartek pierwszy podniósł się z
krawężnika.
-A wiesz, że tu w
pobliżu jest kawiarnia, w której pracuje Maja? – zapytał, a jego oczy zalśniły.
Miętus westchnął ciężko, doskonale wiedząc do czego Kłusek zmierza.
-Jasne, czemu nie –
mruknął, chociaż zdanie to ni w ząb nie pasowało do odpowiedzi na pytanie
kumpla, po czym powlókł się za nim, całą drogę rozmyślając o tej diabelskiej
miłości i zastanawiając się czemu z takim uporem omija go wciąż szerokim
łukiem.
Jego widok w kawiarni
zaskoczył ją, ale i ucieszył. Wyślizgnęła się zza lady i pozwoliła mu na krótką
chwilę wziąć się w ramiona, a nawet ucałować przelotnie jej wargi. Dopiero
wówczas wróciła na swoje stanowisko pracy i stamtąd zapytała:
-Co wy tu robicie?
-Ja przyszedłem na
coś do picia – odpowiedział Grzesiek – A Kusy po prostu się na ciebie pogapić,
co właśnie robi.
Maja zaśmiała się, po
czym szybko zrobiła im dwie mrożone macchiato, takie same, jakie zamówili tego
dnia, w którym ona i Bartek się poznali. Schylając się po łyżeczki, poczuła
lekki zawrót głowy i odruchowo złapała się lady. Trwało to krótko, ledwo ułamek
sekundy, a ona nie zareagowała na tą
nagłą słabość w żaden sposób, podniosła jednak głowę i popatrzyła na chłopaków,
trochę przerażona, że mogli zwrócić na to uwagę. Bartek patrzył na nią tak samo
jak zawsze, tymi swoimi turkusowymi oczami, a Grzesiek miał nieprzenikniony
wyraz twarzy, ale Maja nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zauważył. I co sobie
pomyślał? Że powinna coś z tym zrobić? A może uważał, że wraz z każdą minutą
gorszego samopoczucia miała zaraz iść do lekarza albo przynajmniej wspominać o
tym Bartkowi? Przeniosła ponownie wzrok na swojego chłopaka i uśmiechnęła się ciepło.
Nie mogła mu mówić o takich rzeczach. Nie mogła mu mówić, że wyraźnie czuła, iż
jest z nią coraz gorzej, że czasem nie potrafiła podnieść się z łóżka, bo tak
bardzo wszystko ją bolało, że czasem zaciskała zęby i uśmiechała się, tylko po
to by go niepotrzebnie nie niepokoić. Widziała, jak bardzo tryskał radością,
widziała, że zepchnął jej chorobę w głąb swojej świadomości i nie myślał o tym
na co dzień. Odkąd byli razem ani razu nie wspomniał o jej raku, jakby problem
w ogóle nie istniał. Traktował ją zupełnie normalnie, czasem nawet snuł daleko
idące plany na przyszłość, przyszłość, która obejmowała także i ją. Bolało ją to,
cholernie bolało, ale nie powstrzymywała go, nie ostudzała jego zapędów.
Kochała go tak mocno, że zrobiłaby wszystko, by był szczęśliwy. I choć
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że pewnego dnia będzie musiała to jego
szczęście brutalnie przerwać to jednak teraz nie chciała o tym myśleć. Póki
żyła, zamierzała całkowicie się dla niego poświęcić, być dla niego każdego,
pojedynczego dnia i każdego, pojedynczego dnia wywoływać uśmiech na jego
twarzy.
Była pewna, że zrani
go dotkliwiej niż ktokolwiek wcześniej, a może nawet później.
Ale jeśli mogła mu to
w jakiś sposób wynagrodzić, to kiedy, jak nie teraz?
Pisanie tego rozdziału było prawdziwą
męczarnią. Ach, nie jest dobrze ;( Zaczęłam ostro pracować nad końcówką, ale
nie mam zielonego pojęcia co ma się dziać w następnych rozdziałach, więc za
ewentualne przestoje przepraszam już teraz.
Trzymajcie się, kochane :*
Już mialam napisać, że po przeczytaniu tego rozdziału zrobiło mi się gorąco, ale pewna nie jestem, bo jest teraz 38°C :D
OdpowiedzUsuńNooo dzieje się dzieje, ja na miejscu Kłuska załatwiłabym Mai jakiegoś specjaliste, a nóż postawiłby optymistyczną diagnozę?
Życze ci weny kochana i wszystkiego najchłodniejszego :P
~ Czekam na next!
Moim skromnym zdaniem Bartek dobrze robi, że stara się żyć z Mają jak gdyby nigdy nic. Wiem, że nie da się tak w nieskończoność, ale dopóki ona ma w sobie tyle siły żeby udawać, że jest ok, to powinni właśnie cieszyć się sobą.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś rozmyślania Mai, ale w ogóle mnie to nie dziwi, bo jesteś dla mnie mistrzynią opisów przeczyć wewnętrzych.
Pozdrawiam ;*
asdfghjkl, Bartek.
OdpowiedzUsuńJest dobrze nawet, gdy jest źle. Rozdział piękny jak zawsze, ale nie będę sie rozpisywać, bo cała topnieję ;____;
Pisz, pisz, pisz <3
Świetny rozdział. Bardzo lubię Twoje opisy, interesujące dialogi i w ogóle wszystko. Zdecydowanie moim faworytem jest Grzesiek. Uwielbiam go za każdym razem, gdy się pojawia. A Maja? Z pewnością musi jej być ciężko, nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, co może czuć. Bartek ma trudną rolę do wykonania. Z pewnością będzie cierpiał, ale czy Maja może myśleć, że to ona go zrani? Przecież to nie ona... To ten rak, to śmierć, to jej słabe ciało. Ona go nie zrani. Mimo że będzie zraniony. Taka świadomość musi być straszna. Ale przecież... nie ma innego wyjścia...
OdpowiedzUsuńIdealna z nich para, szkoda, ze jest jeszcze choroba, bo to z góry skazane jest na klęskę. Ale chciałabym mieć chłopaka, który az tak byłby we mnie zakochany Czkam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńEh, jesteś okrutna, wiesz? Przecież Bartek z Mają stanowią taką ładną parę! Cały rozdział był dość sielski, ale ja i tak wiem, co tam dla nich szykujesz, więc zbyt dobrze pewnie za długo nie będzie. W każdym razie zarówno on, jak i ona zasługują na odrobinę szczęścia, choć jest ono może i złudne. Może za chwilę wszystko się odmieni jak w kalejdoskopie, ale co oni innego mogą zrobić? Skoro nie ma żadnej możliwości na cudowne uzdrowienie, to powinni czerpać z życia pełnymi garściami i cieszę się, że właśnie to robią.
OdpowiedzUsuńGrześ jest cudny! No po prostu uwielbiam chłopaka i nic nie mogę na to poradzić. Gdy tylko się pojawia wzmianka o nim nie mogę przestać się uśmiechać. Jego wypowiedzi są rozbrajające, ale chyba właśnie dzięki temu tak bardzo go lubię.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!