poniedziałek, 29 lipca 2013

Siódmy, dający odrobinę złudnego szczęścia.


Patrzyła na niego, jak na idiotę.
-Wprowadzasz się – powtórzyła, otępiała z wrażenia, jakie na niej zrobiło, to co powiedział. Chciała dodać coś jeszcze, ale najwyraźniej nie znalazła właściwych słów, bo tylko pokręciła głową i zamilkła.
-Pomyślałem, że zamieszkanie razem u ciebie to lepszy pomysł niż, gdybyś ty miała wprowadzić się do mnie – powiedział, jakby nie zwracając uwagi na jej osłupienie, jakby to była najnormalniejsza sytuacja pod słońcem – W końcu ja mieszkam z rodzicami, a wierz mi, nie chcesz mieć mojej matki na głowie …
-Bartek, co to ma znaczyć?
Urwał i wbił w nią uważne spojrzenie. Jej oczy wyrażały zdumienie i jakby lekkie znużenie. Nieoczekiwanie poczuł bolesny skurcz w klatce piersiowej, gdy dotarło do niego, dopiero teraz, że może ona wcale tego nie chce.
-Ja … myślałem … - wybąkał, zanim język całkowicie go zawiódł i był zmuszony urwać. Poczuł się, jak przebity balon, z którego uciekło całe powietrze. Tak i z niego uciekł nagle cały entuzjazm i nadzieja.
-Przecież odszedłeś – powiedziała cicho, a jej oczy dziwnie zalśniły – Odszedłeś, a ja już pogodziłam się z myślą, że nie wrócisz.
-Ale wróciłem.
-Dlaczego?
I wtedy zrozumiał, że to właśnie ten moment. Ten, w którym w końcu jej powie, co czuje, ten, w którym dwoma, pozornie prostymi słowami, pokaże jej, ile dla niego znaczy. Serce mu mocniej zabiło, gdy postąpił krok w jej stronę i biorąc jej twarz w swoje dłonie, wyszeptał:
-Bo cię kocham.


-Jesteś pewny, że wiesz na co się piszesz? – zapytała go jakieś pół godziny później, gdy leżeli razem w jej jednoosobowym łóżku, a on obejmował ją mocno ramionami.
Gdy zadała to pytanie, tylko objął ją mocniej, wargami muskając czubek jej głowy.
-Wiem – odpowiedział cicho – Wiem doskonale.
Westchnęła i przez długą chwilę oboje milczeli, podczas gdy jej palce błądziły bez celu po jego nagim brzuchu. Przycisnęła mocniej ucho do jego piersi, wsłuchując się w spokojny, regularny rytm jego serca. I nagle poczuła jak napięły się wszystkie jego mięśnie, a sekundę później Bartek odezwał się:
-Maja?
-Hmm?
-Naprawdę nic się już nie da zrobić?
Spodziewała się takiego pytania, spodziewała się, że Bartek w końcu poruszy ten temat, będzie chciał się upewnić, że rzeczywiście sprawa jest beznadziejna i bez wyjścia. I wiedziała, że właśnie będzie musiała położyć kres resztkom jego nadziei i brutalnie sprowadzić go do rzeczywistości.
-Nic, Bartek – odpowiedziała. Usłyszała jak głośno wypuścił powietrze, a potem, nim zdążyła choćby mrugnąć, poderwał się gwałtownie do pozycji siedzącej.
-Ale przecież są różne lekarstwa – powiedział z nadzieją w głosie i ogniem w oczach – Są operacje, chemioterapia … Czytałem o tym, czytałem o wielu przypadkach, kiedy sprawa była już beznadziejna, a jednak ludzie zdrowieli…
-Bartek – przerwała mu cichym, słabym głosem. Popatrzył na nią i uderzyło go jak bardzo zbladła, pod wpływem jego słów, jak zadrżały jej wargi, jakby powstrzymywała się od łez – Lekarz powiedział…
-Wiem – mruknął, przesuwając dłońmi po twarzy, z ciężkim westchnięciem – Przepraszam.
Chciała coś powiedzieć, ale przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Zamknięta w jego ciepłych ramionach, zamknęła oczy i pozwoliła sobie na jedną, jedyną łzę.
Wiedziała od początku, że to nie będzie łatwe, że będzie ranić i to dotkliwie.
Ale aż do teraz nie zdawała sobie sprawy, że aż tak bardzo.


Nigdy nie przepadał za treningami siłowymi czy aerobowymi. Idealną formą wysiłku były dla niego same skoki, ale dzisiaj musiał zacisnąć zęby i jakoś przetrwać 15 km biegu.
Okazało się to nie tak trudne, biorąc po uwagę fakt, że odbębniał ten bieg wraz z Grześkiem.
-Wyglądasz na szczęśliwego – zauważył Miętus i to bez śladu ironii, gdy Bartek pojawił się w umówionym miejscu o piątej trzydzieści rano. I rzeczywiście, Kłusek uśmiechał się pod nosem, odkąd tylko otworzył dziś oczy, nawet w obliczu tego, co ich czekało.
-Bo jestem szczęśliwy – odpowiedział, zaczynając bieg od lekkiego truchtu. Grzesiek szybko się z nim zrównał; przez chwilę biegli w ciszy, aż w końcu Bartek dodał: - Jestem cholernie z nią szczęśliwy.
Grzesiek tylko uśmiechnął się do siebie. Minęły już trzy tygodnie, odkąd nazwał przyjaciela idiotą i odkąd ten idiota wprowadził się do swojej ukochanej. Powoli zaczynał się sierpień, co wyznaczało już dobre dwa miesiące ich znajomości. Dwa miesiące, w czasie których miłość Kłuska do Mai nie tylko nie osłabła, ale nasiliła się jeszcze bardziej i zdawała się umacniać z każdym kolejnym dniem i każdą kolejną, spędzaną wspólnie chwilą. I choć Grzesiek pamiętał o tykającym nieustannie zegarze to jednak nie poruszał tego tematu, nie przerywał radości przyjaciela. Okrutny czas miał przecież wkrótce sam to zrobić. Zresztą, Bartek nie był głupi czy naiwny i sam musiał zdawać sobie sprawę, że te wspólne chwile z Mają są policzone. Najwyraźniej jednak postanowił wykorzystać je jak najlepiej i nie zaprzątać sobie głowy zamartwianiem się. A Miętusowi to się podobało, bo zawsze wolał go, gdy był w dobrym humorze.
Słońce przesuwało się leniwie po błękitnym, całkowicie bezchmurnym niebie i coraz silniej dawało im się we znaki. Dochodziła już siódma, gdy pokonali ostatni metr i opadli na pobliski krawężnik, ciężko dysząc.
-Nienawidzę tego cholernego biegania – jęknął Grzesiek, przecierając twarz wierzchem koszulki i wyciągając przed siebie obolałe nogi. Uniósł głowę i skrzywił się, gdy słońce zapiekło go w oczy – Napijemy się czegoś zimnego? – zaproponował.
Ale Kłusek nie odpowiedział. Siedział, patrząc przed siebie, a lekki uśmiech błąkający się po jego twarzy i nieobecne spojrzenie utwierdziło Grześka w przekonaniu, że właśnie myśli o Mai.
Dał mu parę sekund i dopiero wtedy mocno szturchnął go łokciem w żebra.
-Ej! – obruszył się Bartek, gwałtownie powracając do rzeczywistości. Zamrugał i spojrzał na niego z zainteresowaniem – Mówiłeś coś?
Grzesiek przewrócił oczami.
-Nie, nie przejmuj się.
Kusy chyba nie zwrócił uwagi na sarkazm w jego głosie, bo spojrzał w górę na bezchmurne niebo i ogromną, jasną kulę słońca, po czym rzucił:
-Cholernie gorąco. Pójdziemy się czegoś napić?
-O rany, to wspaniały pomysł, że też sam na to nie wpadłem – mruknął Grzesiek, teraz już tak jawnie ironicznie, że nawet głuchy by zrozumiał. Bartek pierwszy podniósł się z krawężnika.
-A wiesz, że tu w pobliżu jest kawiarnia, w której pracuje Maja? – zapytał, a jego oczy zalśniły. Miętus westchnął ciężko, doskonale wiedząc do czego Kłusek zmierza.
-Jasne, czemu nie – mruknął, chociaż zdanie to ni w ząb nie pasowało do odpowiedzi na pytanie kumpla, po czym powlókł się za nim, całą drogę rozmyślając o tej diabelskiej miłości i zastanawiając się czemu z takim uporem omija go wciąż szerokim łukiem.


Jego widok w kawiarni zaskoczył ją, ale i ucieszył. Wyślizgnęła się zza lady i pozwoliła mu na krótką chwilę wziąć się w ramiona, a nawet ucałować przelotnie jej wargi. Dopiero wówczas wróciła na swoje stanowisko pracy i stamtąd zapytała:
-Co wy tu robicie?
-Ja przyszedłem na coś do picia – odpowiedział Grzesiek – A Kusy po prostu się na ciebie pogapić, co właśnie robi.
Maja zaśmiała się, po czym szybko zrobiła im dwie mrożone macchiato, takie same, jakie zamówili tego dnia, w którym ona i Bartek się poznali. Schylając się po łyżeczki, poczuła lekki zawrót głowy i odruchowo złapała się lady. Trwało to krótko, ledwo ułamek sekundy,  a ona nie zareagowała na tą nagłą słabość w żaden sposób, podniosła jednak głowę i popatrzyła na chłopaków, trochę przerażona, że mogli zwrócić na to uwagę. Bartek patrzył na nią tak samo jak zawsze, tymi swoimi turkusowymi oczami, a Grzesiek miał nieprzenikniony wyraz twarzy, ale Maja nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zauważył. I co sobie pomyślał? Że powinna coś z tym zrobić? A może uważał, że wraz z każdą minutą gorszego samopoczucia miała zaraz iść do lekarza albo przynajmniej wspominać o tym Bartkowi? Przeniosła ponownie wzrok na swojego chłopaka i uśmiechnęła się ciepło. Nie mogła mu mówić o takich rzeczach. Nie mogła mu mówić, że wyraźnie czuła, iż jest z nią coraz gorzej, że czasem nie potrafiła podnieść się z łóżka, bo tak bardzo wszystko ją bolało, że czasem zaciskała zęby i uśmiechała się, tylko po to by go niepotrzebnie nie niepokoić. Widziała, jak bardzo tryskał radością, widziała, że zepchnął jej chorobę w głąb swojej świadomości i nie myślał o tym na co dzień. Odkąd byli razem ani razu nie wspomniał o jej raku, jakby problem w ogóle nie istniał. Traktował ją zupełnie normalnie, czasem nawet snuł daleko idące plany na przyszłość, przyszłość, która obejmowała także i ją. Bolało ją to, cholernie bolało, ale nie powstrzymywała go, nie ostudzała jego zapędów. Kochała go tak mocno, że zrobiłaby wszystko, by był szczęśliwy. I choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że pewnego dnia będzie musiała to jego szczęście brutalnie przerwać to jednak teraz nie chciała o tym myśleć. Póki żyła, zamierzała całkowicie się dla niego poświęcić, być dla niego każdego, pojedynczego dnia i każdego, pojedynczego dnia wywoływać uśmiech na jego twarzy.
Była pewna, że zrani go dotkliwiej niż ktokolwiek wcześniej, a może nawet później.
Ale jeśli mogła mu to w jakiś sposób wynagrodzić, to kiedy, jak nie teraz?


Pisanie tego rozdziału było prawdziwą męczarnią. Ach, nie jest dobrze ;( Zaczęłam ostro pracować nad końcówką, ale nie mam zielonego pojęcia co ma się dziać w następnych rozdziałach, więc za ewentualne przestoje przepraszam już teraz.

Trzymajcie się, kochane :*

6 komentarzy:

  1. Już mialam napisać, że po przeczytaniu tego rozdziału zrobiło mi się gorąco, ale pewna nie jestem, bo jest teraz 38°C :D
    Nooo dzieje się dzieje, ja na miejscu Kłuska załatwiłabym Mai jakiegoś specjaliste, a nóż postawiłby optymistyczną diagnozę?
    Życze ci weny kochana i wszystkiego najchłodniejszego :P

    ~ Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim skromnym zdaniem Bartek dobrze robi, że stara się żyć z Mają jak gdyby nigdy nic. Wiem, że nie da się tak w nieskończoność, ale dopóki ona ma w sobie tyle siły żeby udawać, że jest ok, to powinni właśnie cieszyć się sobą.
    Pięknie opisałaś rozmyślania Mai, ale w ogóle mnie to nie dziwi, bo jesteś dla mnie mistrzynią opisów przeczyć wewnętrzych.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. asdfghjkl, Bartek.
    Jest dobrze nawet, gdy jest źle. Rozdział piękny jak zawsze, ale nie będę sie rozpisywać, bo cała topnieję ;____;
    Pisz, pisz, pisz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Bardzo lubię Twoje opisy, interesujące dialogi i w ogóle wszystko. Zdecydowanie moim faworytem jest Grzesiek. Uwielbiam go za każdym razem, gdy się pojawia. A Maja? Z pewnością musi jej być ciężko, nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, co może czuć. Bartek ma trudną rolę do wykonania. Z pewnością będzie cierpiał, ale czy Maja może myśleć, że to ona go zrani? Przecież to nie ona... To ten rak, to śmierć, to jej słabe ciało. Ona go nie zrani. Mimo że będzie zraniony. Taka świadomość musi być straszna. Ale przecież... nie ma innego wyjścia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Idealna z nich para, szkoda, ze jest jeszcze choroba, bo to z góry skazane jest na klęskę. Ale chciałabym mieć chłopaka, który az tak byłby we mnie zakochany Czkam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Eh, jesteś okrutna, wiesz? Przecież Bartek z Mają stanowią taką ładną parę! Cały rozdział był dość sielski, ale ja i tak wiem, co tam dla nich szykujesz, więc zbyt dobrze pewnie za długo nie będzie. W każdym razie zarówno on, jak i ona zasługują na odrobinę szczęścia, choć jest ono może i złudne. Może za chwilę wszystko się odmieni jak w kalejdoskopie, ale co oni innego mogą zrobić? Skoro nie ma żadnej możliwości na cudowne uzdrowienie, to powinni czerpać z życia pełnymi garściami i cieszę się, że właśnie to robią.
    Grześ jest cudny! No po prostu uwielbiam chłopaka i nic nie mogę na to poradzić. Gdy tylko się pojawia wzmianka o nim nie mogę przestać się uśmiechać. Jego wypowiedzi są rozbrajające, ale chyba właśnie dzięki temu tak bardzo go lubię.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń