środa, 17 lipca 2013

Piąty, zawierający słowa, które ranią.

Wszystko to działo się zbyt szybko i zbyt intensywnie, zarówno dla niego, jak i dla niej.
Po tygodniu wiedziała już o nim wszystko.
Po dwóch, nie wyobrażała sobie bez niego życia.
Po trzech, mogła mieć pewność, że jest w nim zakochana.
On potrzebował jeszcze mniej czasu. Już następnego dnia po drugiej randce ta ciemnowłosa dziewczyna, z najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział, wypełniała każdą szczelinę jego serca i umysłu.
Zatem w końcu, po tylu nieudanych próbach, po tylu porażkach i miesiącach poszukiwań, spotkał tą jedną, jedyną. W końcu pokochał i jeżeli ktokolwiek był tym faktem bardziej zachwycony niż on sam, to chyba tylko Grzesiek i jego matka.
Ten pierwszy ciągle pokazywał mu swoją aprobatę poprzez robienie znaczących min czy uśmiechanie się, co normalnie pewnie doprowadzałoby Bartka do szału, ale był zbyt szczęśliwy, żeby zawracać sobie tym głowę. Gorzej natomiast było znieść zachowanie mamy, która nieustannie pytała o tę Majeczkę, średnio trzy razy na dzień błagając go, żeby w końcu pozwolił jej ją poznać.
-Zaproś ją na obiad, chyba się nas nie wstydzisz? – słyszał ciągle, na co tylko wzdychał ciężko i obiecywał, że może kiedyś … Prawda była taka, że nie chciał Mai przedstawiać rodzicom. A żeby być bardziej precyzyjnym – ojcu.
Powiedział jej o sobie wszystko, tylko ten jeden fakt przemilczał. Temat ojca był bardzo drażliwy i chyba jedynie Grzesiek znał całą prawdę. Kusy wiedział, że kiedyś na pewno będzie musiał Mai wyjaśnić całą tą sprawę, ale wolał, by to ,,kiedyś” nadeszło raczej później niż wcześniej.
W końcu matka przestała nalegać na zaproszenie Mai do domu, najwyraźniej uznając, że jak chłopak będzie gotowy, to sam to zrobi, więc mógł odetchnąć z ulgą. Coś jednak nie dawało mu spokoju.
Znali się miesiąc. Spotykali się nawet ze trzy razy w tygodniu i może jeszcze żadne z nich nie powiedziało na głos o swoich uczuciach, ale przecież oboje wiedzieli. Więc czemu Maja ani razu nie zaprosiła go do siebie? Wciąż widywali się tylko w publicznych miejscach. Czyżby bała się, bo zdawała sobie sprawę z jego przeszłości? Ale przecież powinna wiedzieć, że to już minęło, że dla niego znaczyła dużo więcej niż wszystkie tamte dziewczyny razem wzięte i nigdy nie zaciągnąłby jej do łóżka, gdyby tego nie chciała. Powinna, ale najwyraźniej nie wiedziała, bo jak dotąd nic się nie zmieniło. Nie zamierzał jej jednak ponaglać. Chciał dać jej tyle czasu, ile potrzebowała.
Chciał, żeby była szczęśliwa.


Siedzieli razem w parku, a on słuchał jednej z jej opowieści o Domu Dziecka. W miarę jak go poznała, otworzyła się przed nim i przestała unikać tego tematu. Teraz jedyną rzeczą, jaką przed nim ukrywała był tylko rak.
Tylko i aż, bo przecież nie była to jakaś błahostka, o której nie ma powodu wspominać. Ale Maja odrzucała od siebie te wszystkie myśli, uciszając wyrzuty sumienia. Wiedziała, że gdyby powiedziała mu prawdę, on patrzyłby na nią zupełnie inaczej. Prawda tylko by go zraniła.
Nie, to ty go ranisz, pozwalając mu tak bardzo się do siebie zbliżyć, Maja, odezwał się natrętny głosik w jej głowie. Głosik, który miał rację, ale w niej wyzwolił jakąś nieuzasadnioną złość. A potem nim zdążyła nad sobą zapanować, zapytała:
-Nie masz ochoty wpaść do mnie na kawę?
Odpowiedział jej zdumionym spojrzeniem tych swoich turkusowych oczu, na co jej policzki powlekły się rumieńcem. Zwymyślała samą siebie za tą propozycję.
A jednak on odpowiedział i to zupełnie szczerze:
-Mam.
Wstał jako pierwszy i podał jej rękę. Kiedy ich dłonie się zetknęły, spojrzeli na siebie i obdarzyli się uśmiechem. Ponieważ oboje to poczuli.
Poczuli przeskakującą między nimi iskrę i ogarnęło ich to samo uczucie ekscytacji. Już wtedy świetnie wiedzieli, że bynajmniej nie idą tam tylko na kawę.
Jej sumienie wrzeszczało jak opętane.
Zamknij się, odpowiedziała mu w myślach.
Zamilkło.


Mieszkała w jednym ze starszych i bardziej wysłużonych bloków, a jej mieszkanie znajdowało się na ostatnim, piątym piętrze. Ponieważ był sportowcem, nie włożył prawie żadnego wysiłku w wejście po schodach, wprost przeciwnie do Mai, która już na trzeciej kondygnacji miała mroczki przed oczami. Zacisnęła jednak zęby i jakoś dotarła na samą górę, a tam od razu włożyła klucz do zamka i otworzyła drzwi.
Weszła pierwsza, mając nadzieję, że nie zauważył, jak przytrzymała się ręką ściany, by nie upaść.
-Witaj w moim królestwie – mruknęła, gdy mroczki w końcu zniknęły, a serce zaczęło w miarę spokojnie bić. Bartek rozejrzał się wokół. Mieszkanie było małe; dwa pokoje, kuchnia i łazienka, ale spodobało mu się. W powietrzu unosił się przyjemny zapach, jej zapach, a niemal wszystkie okna były pootwierane, w celu obniżenia trochę temperatury, bowiem lipiec był taki sam jak czerwiec i maj – suchy i upalny.
-Czekasz na coś? – zapytała z lekkim rozbawieniem, gdy wyjrzała z jednego z pokoi i zobaczyła go wciąż stojącego w małym korytarzu. Dopiero teraz zauważył, że poszła już do kuchni, więc podążył za nią.
-Na obiecaną kawę – odparł, wchodząc do kuchni, która była równie mała, jak całe mieszkanie. Przez szeroko otwarte okno do środka napływały ciągle masy gorącego powietrza.
-Niestety, nie przygotuję ci mrożonej macchiato, ale mogę cię zapewnić, że moja rozpuszczalna z mlekiem jest nie z tej ziemi – powiedziała Maja z szerokim uśmiechem. Bartek też się uśmiechnął, opierając się o framugę drzwi.
-Chętnie się przekonam – mruknął.
Przez następną minutę obserwował ją, jak napełnia czajnik wodą i stawia go na kuchence, jak wyjmuje z szafki kubki i wsypuje do nich kawę. Serce ściskało mu się niekontrolowanie, w reakcji na każdy jej ruch. Działała na niego jak jeszcze nikt inny. Pragnął jej.
Maja nie była świadoma tego, że Bartek tak uważnie ją obserwuje. Wyjęła z lodówki mleko, postawiła go na blacie i właśnie pochylała się, by wyciągnąć łyżeczki z jednej z szuflad, kiedy poczuła ciepły oddech na karku.
Zajęło jej dokładnie sekundę, by się zorientować, że to Bartek znalazł się nagle tuż przy niej i stanął za nią. A potem nim zdążyła zapytać, objął ją w pasie, kładąc dłonie na jej brzuchu i pocałował ją delikatnie w kark.
Zadrżała, ale nie odsunęła się. Pozwoliła mu musnąć wargami swoją skórę, pozwoliła mu przenieść się na szyję i nadgryźć delikatnie płatek ucha. Jego dłonie przesunęły się nieco wyżej, a wargi były coraz bliżej jej ust. Odchyliła lekko głowę w bok, a wtedy on nieoczekiwanie puścił ją i odwrócił w swoją stronę.
Spojrzeli sobie w oczy, a ona zarzuciła mu ramiona na szyję. Nie powiedzieli ani jednego słowa; Bartek natychmiast uniósł ją do góry i posadził na blacie, roztrącając kubki z kawą. Jeden z nich potoczył się po blacie i spadł na ziemię, roztrzaskując się na kawałki, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Maja objęła jego biodra nogami, by mieć go jeszcze bliżej siebie i pocałowała go jako pierwsza. Jego dłonie krążyły po jej ciele, wślizgując się co rusz pod koszulkę i wywołując u niej silne dreszcze. Trwało to przynajmniej kilka minut, aż w końcu Bartek ponownie uniósł ją do góry i skierował się do drzwi.
Zaskoczyło ją, z jaką łatwością odnalazł sypialnię, mimo że był w jej mieszkaniu pierwszy raz w życiu. Bardzo delikatnie położył ją na łóżku, po czym usiadł na niej i zaczął całować jej szyję. Przymknęła oczy, a w jej otępiałym umyśle krążyło milion myśli naraz. Znowu odezwał się w niej głos sumienia, a może głos rozsądku, próbujący ją przekonać, że nic dobrego z tego nie wyniknie i że najlepiej będzie to wszystko teraz przerwać, póki jeszcze do niczego nie doszło.
Maja nie chciała tego przerywać. Ale tym razem posłuchała, bo podświadomie wiedziała, że ten głos ma rację.
Nie mogła pójść z nim do łóżka.
Zasługiwał na prawdę.
-Bartek – mruknęła, odsuwając go delikatnie od siebie. Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy, z pożądaniem i zaskoczeniem, jednocześnie – Muszę ci coś powiedzieć.
-Później mi powiesz – rzucił w odpowiedzi, wpijając się w jej usta. Zebrała się w sobie i ponownie go odepchnęła.
-Nie. Teraz – odpowiedziała z całą stanowczością na jaką było ją stać. Bartek westchnął ze zrezygnowaniem, ale posłusznie zszedł z niej i usiadł obok niej na łóżku. Maja podniosła się do pozycji siedzącej, a kiedy spojrzała na chłopaka, dostrzegła jego pytające spojrzenie.
Czekał. Czekał na wyjaśnienie.
Wzięła głęboki oddech. Coś ścisnęło ją w brzuchu, sercu i gardle. Oczy ją zaszczypały, ale powiedziała sobie, że nie będzie płakać. Musiała mu wszystko powiedzieć. I to bez głupiego ryczenia. Ten etap użalania się nad sobą miała już przecież dawno za sobą.
-Okłamałam cię – zaczęła cicho, wyłamując sobie palce i posyłając mu tylko jedno, krótkie spojrzenie. Bartek uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony, ale nic nie powiedział, pozwalając jej mówić dalej. Więc mówiła: - A raczej nie powiedziałam ci całej prawdy o sobie.
Po tych słowach zamilkła na tak długą chwilę, że stracił cierpliwość. Przysunął się bliżej niej i złapał ją za podbródek, unosząc jej głowę do góry i zmuszając, by na niego spojrzała.
-Maja, o co chodzi? Bo zaczynam się bać.
I słusznie, pomyślała.
-Mam raka, Bartek – wyszeptała, ze wzrokiem utkwionym w jego turkusowych oczach. Oczach, które zrobiły na niej tak ogromne wrażenie, od pierwszej chwili, w której ich spojrzenia się spotkały. Oczach, które pokochała.
Pokochała go całego.
Jego mina powiedziała jej wszystko. Szok. Ból. Niedowierzanie. Wyglądał, jakby go spoliczkowała. Zraniła. Zamrugała i z jej oczu skapnęły dwie wielkie łzy, po czym spłynęły po policzkach i zatrzymały się na jego palcach. Cofnął je zaraz, odsunął się od niej i tylko kręcił głową, wyraźnie wstrząśnięty.
A ona mówiła dalej, bo musiała powiedzieć mu całą prawdę, mimo iż wiedziała, że każde kolejne słowo jest jak dźgnięcie nożem.
-Dowiedziałam się o tym w maju, prawie zaraz po tym, jak napisałam ostatnią maturę. Lekarz nie miał wątpliwości. Rak prawego jajnika. Łagodny przypadek, dlatego nie muszę leżeć w szpitalu, tylko mogę normalnie żyć. Ale … to życie nie może długo trwać. Lekarz dał mi … dał mi pół roku. Maksymalnie pół roku.
Pociągnęła nosem i otarła łzy wierzchem dłoni, ale nie miało to sensu, bo policzki i tak od razu na nowo zwilgotniały. Popatrzyła na niego. Kiedy skończyła mówić, usłyszała jak głośno wciągnął powietrze, a teraz sprawiał wrażenie, jakby przestał oddychać. Turkusowe oczy były pełne bólu. Rozchylił usta w geście protestu i szoku. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie.
Ale też wcale mu się nie dziwiła.
-Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej – szepnęła tak cicho, że jej słowa ledwie do niego dotarły – Wiem, że powinnam była. Ale … bałam się. Tak bardzo się bałam, że odejdziesz, że zostawisz mnie samą i … - pokręciła głową, kryjąc twarz w dłoniach – Byłam egoistką, wiem. Przepraszam cię…
Zamiast odpowiedzieć, wstał i podszedł powoli do okna. Rękami przesuwał po karku i głowie, a z jego ust co rusz wyrywały się przekleństwa. Czuł jak zalewa go niewyczerpalna rozpacz i to ten rodzaj rozpaczy, który znajduje ujście jedynie w gniewie. Miał ochotę coś rozwalić. Przytknął mocno dłonie do głowy, zaciskając palce na włosach i prawie je sobie wyrywając. Zrobił to, bo tylko ból fizyczny był w stanie powstrzymać łzy cisnące mu się do oczu.
-Bartek – usłyszał jej cichy głos za plecami. Głos przepełniony bólem i żalem. I dopiero wtedy naprawdę uświadomił sobie wszystko, co mu powiedziała, naprawdę dotarło do niego, że ona umierała.
Umierała, a on nic nie mógł z tym zrobić.
Odwrócił się powoli w jej stronę. Siedziała wciąż na łóżku, kolejne łzy spływały po jej policzkach, w takim tempie, że sama przestała je w końcu wycierać. Miał ochotę do niej podejść, przytulić ją, pocałować, zostać z nią na noc i na resztę życia…
Ale potem przypomniał sobie, że zataiła przed nim tak ważną rzecz, że pozwoliła mu zbliżyć się do siebie, przywiązać. Pozwoliła mu spędzać ze sobą czas, dała mu nadzieję, sprawiła, że ją pokochał.
A teraz dowiaduje się, że nigdy nie będzie mu dane z nią być.
Przeklął jeszcze jeden raz, po czym skierował się do drzwi. Usłyszał jej cichy głos, gdy po raz ostatni wymówiła jego imię, ale nie zatrzymał się. Nie mógłby zostać. Musiał pomyśleć. Musiał odreagować. W samotności.
Wyszedł, trzaskając drzwiami.
Została sama. Przygotowana na łzy, na ból i cierpienie, przeżyła szok, gdy poczuła po prostu pustkę. Było tak, jakby ktoś wyrwał jej serce, pozbawiając ją w ten sposób możliwości odczuwania czegokolwiek. Położyła się na łóżku i powoli, bardzo powoli uświadomiła sobie, że właśnie straciła go na zawsze.
Odszedł. Nie chciał mieć z nią więcej nic wspólnego. Turkusowe oczy już więcej dla niej nie zalśnią.
Parę sekund później z kuchni dobiegł gwizd czajnika, informujący, że woda na kawę jest już gotowa. W tym samym momencie po jej policzku spłynęła pierwsza gorzka łza, torując drogę kolejnym. Serce jakby wróciło do pracy, a każde uderzenie zadawało jej niewyobrażalny ból, nie mający nic wspólnego z fizycznością.

Czuła się, jakby już umierała.


Odblokowałam się dzisiaj, szósteczka, bardzo długa zresztą, jakby sama się napisała, więc dodaję już dziś ten rozdział, z nadzieją, że przypadnie Wam do gustu :)
Trzymajcie się cieplutko :*

8 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać, bo się boję, że zaszkodzę perfekcyjności tego rozdziału.
    Początek zupełnie nie zapowiadał, że coś takiego może się stać. Cieszyli się sobą i swoim szczęściem, Maja mogła na chwilę zapomnieć o swojej chorobie, ale w końcu odezwało się sumienie. Wydaje mi się jednak, że Bartek zareagował trochę zbyt gwałtownie, ale co ja tam mogę powiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie chciałabym być, więc nie będę go oceniać. Mam nadzieję, że jednak to przemyśli i Maja (jeśli nie wyzdrowieje, ale wolę się nie łudzić, że będzie inaczej) będzie mogła opuścić ten świat wiedząc, że nie była samotna, że miała przy sobie wsparcie, w postaci Bartka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Czytając ostatni rozdział tak się zastanawiałam jak to będzie jak ona mu powie. Nie mogłaś chyba tego lepiej opisać. Dla Bartka to z pewnoścą był szok, więc się nie dziwię jego reakcji. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak można się poczuć w takiej sytuacji... Ale myślę, że potrzebny jest czas, a Bartek zrozumie jak Maja jest ważna i wróci. Oby szybko, bo kiedyś będzie żałował każdej minuty, w której nie było go obok niej...

    OdpowiedzUsuń
  3. I Ty śmiesz mi coś mówić na temat doprowadzania do łez?
    Ten rozdział, mimo że tak bolesny, był przepiękny. Twoje opisy są tak prawdziwe, tak doskonale napisane...
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział był po prostu wspaniały! Ile w nim emocji, ile uczuć! Zastosowałaś ich takie nagromadzenie, że aż dało się to poczuć.
    Maja w końcu się przełamała i zaprosiła Bartka do swojego domu. Nie przypuszczałam, że sprawy przybiorą taki obrót, a może i przypuszczałam? W każdym razie dziewczyna choć na chwilę mogła o wszystkim zapomnieć i być szczęśliwa.
    Tak poza tematem zainteresował mnie ten fragment, wspomnienie o ojcu Bartka. O co chodzi? Czemu chłopak się go wstydzi. Coś musiało mi chyba umknąć, albo jeszcze o tym nie wspominałaś.
    Kurczę. Czyli jednak mu powiedziała? Niby dobrze, niby nie ma tajemnic, niby zachowała się w porządku, a mi tak jakoś smutno. Bo gdyby nie zataiła tego przed chłopakiem teraz nie musiałaby tak bardzo cierpieć, ale też nie jestem pewna czy on dałby jej szansę. Liczę, że chłopak się opamięta i jednak do niej wróci, razem przeżyją te chwile.
    Pozdrawiam
    Ps. U mnie nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże zatkało mnie taki piękny rozdział, że aż nie wiem co napisać. Biedny Bartek tak się przywiązał, zakochał a tu nagle okazuje się, że nie jest tak pięknie jak mu się wydawało, ale Maja też jest biedna, przecież chce żyć, żyć z Bartkiem, którego pokochała tylko ta choroba, nie, nie to nie może się tak skończyć, mam nadzieję, że będzie dobrze już czekam na kolejny :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Zasady u mnie na http://ona-jak-wiatr.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boziuuu
    Chyba nigdy nie przestanę sie zachwycać nad tym jak ty pięknie technicznie piszesz. Jak pisarka, która wydała już kilka bestsellerów!
    A co do samej treści, mogło być pięknie, a jest jak zwykle, czy cos w tym stylu. Znaczy, to dobrze, że Maja powiedziała Bartkowi prawdę, zasługuje na to. Miejmy nadzieję, że wróci, że pomoże przejść Majce przez ostatnie, najstraszniejsze chwilę.
    (i że Maja cudownie wyzdrowieje).
    To jest piękne w taki cudowny, niewymuszony sposób, każde słowo, każdy ich gest. naprawdę cię podziwiam.
    Wspominałam już, że dont... jest w czołówce moich najukochańszych opowiadań?
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odebrało mi mowę :) zwłaszcza, że czytam to, co Ty piszesz (ale oczywiście ja zła nie komentuję - obiecuję to wkrótce zmienić) i uważam, ze nie mam się co nawet z Tobą równać, także naprawdę jestem teraz czerwona jak burak :D Bardzo, bardzo dziękuję za te wszystkie słowa ;)
      Pozdrawiam :*

      Usuń