środa, 10 lipca 2013

Czwarty, dający nadzieję, która nie ma prawa bytu.

Zdecydowanie nie podobało jej się to wszystko.
Nie byłoby problemu, gdyby chodziło tylko o jedną jedyną randkę. Nie byłoby problemu, gdyby po tym wieczorze wróciła do normalności, do zwykłej, szarej rzeczywistości, a Bartka wyrzuciła z pamięci.
Ale nie potrafiła.
Przejmował ją dreszcz za każdym razem, gdy przypominała sobie tamto spotkanie, ich rozmowę, każde jego spojrzenie, każdy jego uśmiech. Serce podskakiwało jej odruchowo na dźwięk dzwoneczka w kawiarni, bo wydawało jej się, że zaraz znowu go zobaczy. A jednak jego nie było. Minął tydzień i nie ujrzała go ani razu.
Była zła na siebie. Bo zaczęło jej zależeć, bo pozwoliła sobie uwierzyć, że i jemu zależało. A teraz musiała łykać gorzki smak porażki.
No ale przecież była jej choroba. Była perspektywa kruchego życia i bliskiej śmierci i Maja zdawała sobie sprawę, że nie należy do osób, z którymi można by się wiązać. Zdawała sobie sprawę, że nie jest kimś, kto może dać drugiej osobie obietnicę bycia razem na wieki, bo jej życie ma raczej krótki termin użyteczności. Nie jest kimś, kto powinien szukać miłości, bo taka miłość oznaczałaby tylko ból i cierpienie.
Przeanalizowała to wszystko i choć z ciężkim sercem, to jednak przyznała sama przed sobą, że dobrze się stało, iż Bartek więcej się do niej nie odezwał. Był fajnym chłopakiem i zdecydowanie nie zasługiwał na zranienie.
Wzięła głęboki oddech i odgarnęła włosy z twarzy. Skończyła właśnie pracę, a ponieważ czuła się maksymalnie wyczerpana, marzyła już tylko o własnym łóżku i jakimś fajnym filmie w telewizji.
Przeszła na drugą stronę ulicy; dzieliło ją już tylko jakieś pięćdziesiąt metrów od przystanku autobusowego, kiedy za plecami usłyszała dźwięk klaksonu.
Odwróciła się odruchowo i zobaczyła czerwonego chevroleta, zatrzymującego się przy krawężniku. Zaraz potem szyba od strony kierowcy opuściła się i Maję prawie oślepił szeroki uśmiech Grześka Miętusa.
-Podwieźć cię? – zapytał przesadnie oficjalnym tonem, jednocześnie mrużąc oczy przed słońcem. Maja zaśmiała się cicho, a jej humor nagle się poprawił.
-Na Nowe Krzeptówki? – upewniła się, bo to jednak był kawałek drogi stąd. Ale Grzesiek tylko uśmiechnął się szerzej.
-Wsiadaj.
Maja obeszła samochód, otworzyła sobie drzwi i wsiadła do środka. Nie zdążyła jeszcze zapiąć pasów, kiedy Grzesiek ruszył z piskiem opon, aż wbiło ją w fotel.
Minutę później żałowała, że nie zdecydowała się jednak na autobus, bowiem Grzesiek jeździł jak wariat. Albo samobójca.
-Musisz dostawać dużo mandatów, co? – zagadnęła go. On tylko uśmiechnął się i skręcił tak ostro, że Maja uderzyła głową w szybę.
-Uważasz mnie za złego kierowcę? – zapytał płaczliwym tonem, na co ona uniosła kąciki warg, jednocześnie rozmasowując sobie skroń – Bartek ciągle mówi, że prędzej się doczołga niż wsiądzie do mojego samochodu, a i tak zawsze jeździ ze mną na treningi.
Jej serce gwałtownie drgnęło na sam dźwięk jego imienia. Złapała się klamki i spytała możliwie jak najbardziej obojętnym tonem:
-Treningi?
I wtedy zaczął jej wyjaśniać, że obaj są skoczkami narciarskimi, mało tego – szalenie utalentowanymi. Kiedy zapytała, czy w takim razie mają na koncie jakieś osiągnięcia, mruknął coś o pechu, niesprawiedliwych konkursach i nieznających się na rzeczy sędziach. Było jednak oczywiste, że żartuje, zresztą Maja, mimo iż prawie go nie znała, zdążyła zauważyć, że rzadko bywa poważny. Pokręciła tylko głową, a on dodał:
-Tak w ogóle to teraz jest zgrupowanie w Ramsau, na które ten frajer Kusy pojechał. Chyba muszę się wziąć za siebie, bo zaczyna zostawiać mnie w tyle.
Było to zwykłe, niewinne zdanie, parę słów rzuconych w przestrzeń, a jednak jej serce znowu zareagowało gwałtowniej niż powinno. Zgrupowanie w Ramsau. A więc nie było go w Zakopanem. Nie mógłby przyjść, nie mógłby się z nią zobaczyć, nawet gdyby chciał…
-To kiedy wraca? – spytała ponownie niemal od niechcenia, bo Grzesiek był już prawie na jej osiedlu, a – mimo iż nie zamierzała się do tego przyznać nawet przed samą sobą – bardzo chciała uzyskać odpowiedź na to pytanie.
Tym razem Miętus wyraźnie wyczuł jej zainteresowanie, które tak bardzo starała się ukryć. Popatrzył na nią jakoś tak dziwnie, ale zniosła jego spojrzenie.
-Jutro – odpowiedział, zatrzymując się gwałtownie – To tutaj, tak?
Uśmiechnęła się do niego, podziękowała za podwózkę, a kiedy już oznajmił jej wszem i wobec, że zawsze jest do usług, wysiadła z samochodu. Idąc w stronę swojego bloku, oddychała głęboko, jej serce wciąż biło szybciej niż zwykle, a umysł zdawał się przetrawiać cały czas tylko tą jedną jedyną informację.
Jutro.
Wraca jutro.


Po powrocie z Ramsau wszedł do domu tylko na pół godziny. Zostawił bagaże, wziął prysznic, przebrał się i zjadł szybko obiad, który podsunęła mu mama. A potem już siedział w samochodzie Grześka, który przyjechał niemal od razu po jego telefonie, o nic nie pytając. Pierwszy raz w życiu Bartek cieszył się z tego, że jego kumpel jeździ jak wariat, bo dzięki temu już 5 minut później byli na miejscu.
Czyli przed kawiarnią, w której pracowała Maja.
Nie był do końca pewny, co właściwie chciał zrobić. Zaprosić ją na drugą randkę? Porozmawiać? A może po prostu choć przez chwilę ją zobaczyć?
Grzesiek też nie wiedział, co Bartek zamierza, ale nie pytał o nic, pozwalając mu wysiąść z samochodu i wejść do kawiarni. Przygotował się na długie czekanie, więc włączył najlepszą stację radiową, jaką znalazł i bębniąc palcami w kierownicę w rytm muzyki, zapatrzył się na ulicę.
Ku jego zaskoczeniu Bartek wrócił już po dwóch minutach. Wsiadł do samochodu i zapiął pasy, a na jego twarzy wyraźnie malowało się rozczarowanie.
-Ma dzisiaj wolne – powiedział ponuro, w odpowiedzi na pytające spojrzenie Grześka. Ten westchnął.
-To może spróbujemy jutro? – zaproponował z nadzieją, ale Kłusek pokręcił głową.
-Dziewczyna za ladą powiedziała mi, że Maja ma wolny cały weekend. Znaczy, że złapię ją tutaj dopiero w poniedziałek.
Głos Bartka był smętny, a on sam wyglądał tak żałośnie, że Grześka ogarnęła współczucie. Wpatrzył się w kierownicę i nagle coś przyszło mu do głowy. Nic nie mówiąc, włączył silnik i ruszył z takim impetem, że Bartka wbiło w fotel.
-Ej, co robisz? – obruszył się Kłusek, po czym spojrzał na tablicę rozdzielczą. Strzałka na liczniku bardzo szybko zmieniała miejsce; teraz wskazywała już 80 km/h.
-Wiozę cię do twojej królewny – odpowiedział Grzesiek, nie odrywając oczu od drogi. Poczuł jednak na sobie pytające spojrzenie Kusego, więc krótko wyjaśnił mu, skąd wie, gdzie mieszka Maja. Kiedy skończył, Bartek przez chwilę milczał.
-Ale nie wiesz, w którym dokładnie bloku mieszka? – zapytał w końcu, a kiedy Miętus pokręcił głową, dodał niezadowolonym tonem głosu: - To jak ja mam ją znaleźć, do cholery?
-Właśnie wiozę cię na jej osiedle! Wszystko mam za ciebie robić?! – odpowiedział takim samym tonem Grzesiek. Bartek tylko westchnął, podpierając głowę ręką i nic już nie powiedział. Wiedział, że Miętus ma rację. Ale z tą bezradnością czuł się na tyle beznadziejnie, że obudził się w nim gniew. Zastanawiał się właśnie, czy jest w ogóle jakaś szansa, że znajdzie mieszkanie Mai i ile razy zrobi z siebie idiotę, zanim do tego dojdzie, gdy Grzesiek zatrzymał się tak gwałtownie, że obaj niemal rozpłaszczyli się na przedniej szybie.
Kłusek już wybrał sobie wyzwisko, jakim obrzuci przyjaciela, gdy ten go ubiegł.
-To ona!
To krótkie zdanie podziałało na niego jak piorun. Spuścił głowę, żeby wyjrzeć przez przednią szybę i serce mu podskoczyło, gdy ujrzał Maję we własnej osobie, idącą chodnikiem. Przez parę sekund był tak zaskoczony i poruszony, że tylko siedział w miejscu, gapiąc się za jej oddalającą się sylwetką. I dopiero Grzesiek wyrwał go z letargu.
-No idź za nią! – warknął tak, jakby zwracał się do kretyna, jednocześnie dźgając go mocno w żebra. Ból ostudził Bartka. Otworzył sobie drzwi, po czym wysiadł szybko z samochodu i prawie biegiem rzucił się w kierunku dziewczyny.
Była jakieś 100 metrów przed nim, ale na szczęście zamierzała właśnie przejść przez jezdnię, więc zatrzymała się przed pasami i czekała, aż sznur aut przejedzie, zostawiając jej pustą drogę. To pozwoliło mu ją dogonić. Zdążył właściwie w ostatniej chwili; zaświeciło się zielone światło i Maja już stawiała nogę na pasach, gdy Bartek złapał ją za przedramię i obrócił w swoją stronę.
-Co do… - zaczęła, ale wtedy spojrzała w jego twarz i zamarła. Najpierw patrzyła na niego z zaskoczeniem, które stopniowo przerodziło się w radość. Uśmiechnęła się tak cudownie, jak tylko ona potrafiła, a Bartek odwzajemnił ten uśmiech. Oddech wciąż miał przyśpieszony po biegu, serce waliło mu jak oszalałe, ale czuł ogromną ulgę, że wreszcie, po tym tygodniu, może ją zobaczyć.
-Cześć – przywitał się, bo ona wciąż nic nie mówiła, po prostu na niego patrząc. Teraz drgnęła, jakby wyrwał ją z zamyślenia i odpowiedziała, chociaż z lekkim wahaniem w głosie:
-Cześć Bartek.
-Co u ciebie słychać? – zapytał beztrosko, jakby codziennie gonił jakąś dziewczynę na ulicy, tylko po to by z nią chwilę porozmawiać. Maja wzruszyła ramieniem.
-Nic szczególnego.
W duchu pomyślała, że może faktem godnym uwagi jest coraz bardziej zaawansowane stadium raka i to, że musiała wziąć dwa dni wolnego od pracy, bo czuła się naprawdę fatalnie. Nie była to jednak uwaga, którą należałoby przy nim wygłosić, więc tylko uniosła wyżej kąciki warg i dodała:
- A u ciebie? Słyszałam, że miałeś jakieś zgrupowanie w Ramsau.
Pokiwał głową.
-Tak, dzisiaj wróciłem. Cieszę się, że cię widzę.
Powiedział to miękkim głosem, a jego turkusowe oczy emanowały takim ciepłem i zachwytem wręcz, że Maja poczuła, jak się rumieni. Odgarnęła włosy za ucho i czekała, aż Bartek coś jeszcze powie. Światła za jej plecami zdążyły się już dwukrotnie zmienić, ona jednak nie zwróciła na to żadnej uwagi, zbyt zaabsorbowana chłopakiem. Ledwie mogła uwierzyć jak bardzo ucieszył ją jego widok. Dopiero teraz na nowo odżyła w niej nadzieja, że nie jest mu obojętna i że gdyby nie fakt, iż musiał na tydzień wyjechać zobaczyłaby się z nim dużo szybciej niż dzisiaj.
Zagłuszyła wewnętrzny głosik, który cichutko, wręcz nieśmiało przypomniał jej o chorobie i policzonych dniach życia. I kiedy Kłusek zaproponował jej drugą randkę, a potem poprosił o numer jej telefonu, zgodziła się na wszystko.
Bo już wtedy wiedziała jedno.
Nie mogłaby żyć dalej bez tych turkusowych oczu.

Nawet, jeśli jej życie już niedługo miało się skończyć.


Pewnie zwariowałam dodając dzisiaj ten rozdział, skoro moja niemoc nadal trwa, ale z drugiej strony Wasze wspaniałe komentarze dodały mi sił i jestem pewna, że w końcu napiszę ten szósty rozdział :) Tak czy tak bardzo Wam kochane dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, to naprawdę pomaga :D
Ściskam :*


7 komentarzy:

  1. Jejciu, jaki to był cudny rozdział. Świetny, naprawdę.
    Grzesiek jako pirat drogowy wydaje mi się bardzo prawdopodobny. ;b
    Dobrze, że Bartek ją znalazł i dobrze, że ona się zgodziła.
    Bo cuda się zdarzają, prawda?
    A nawet jeśli nie, to i tak warto przeżyć coś niezwykłego.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział! Może i pozbawiony jakiejś porywającej akcji, ale bardzo, bardzo ładnie i zgrabnie napisany. Czyli Mai się pogorszyło? Kurczę, niedobrze się dzieje. Przyznaj, lubisz się znęcać nad tymi swoimi bohaterami! Wiem, że tak, bo mamy to wspólne ^^
    W każdym razie uśmiałam się z Grześka. Pewnie dziewczynie nie było do śmiechu, ale cała sytuacja była komiczna. Łatwo było mi wyobrazić sobie takiego zwariowanego szaleńca za kierownicą i przerażoną dziewczynę wbitą w fotel xD Dobra, już przestaję się śmiać.
    W sumie myślałam, że Bartkowi tak łatwo nie pójdzie w poszukiwaniach, ale szczęście mu dopisało. Ono i niezastąpiony Grzesiek ^^
    Co mogę jeszcze dodać? Po prostu czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bo zaczyna się robić coraz ciekawiej. Znajomość naszej dwójeczki się zdecydowanie rozwija, ale i choroba dziewczyny zaczyna dawać o sobie znać :(
    POzdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Grzesiek jako pirat drogowy spisał się świetnie, Bartek, narzekał na jego jazdę i narzekał, ale w końcu gdyby nie ona to po pierwsze szybko nie dojechał by do Kawiarni Mai a po drugie nie znalazł by się na jej osiedlu.
    Boże, jacy oni są słodcy, takie dwie młode osóbki, które zaczynają patrzeć na siebie coraz poważniej, zaczynają coś do siebie czuć i ten rak. Nie no tak nie może być zgłaszam sprzeciw :)
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam całusy :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! Trafiłam tu przypadkiem i zastanawiam się dlaczego dopiero teraz. Jestem zachwycona. Uwielbiam Twoją narrację, szczególnie, gdy prowadzisz ją z perspektywy różnych bohaterów. Grzesiek jest świetny, a razem z Bartusiem tworzą niezły duet. To, że zegar tyka cały czas dodaje jakiegoś takiego dziwnego, ale i fascynującego napięcia.
    Będę zaglądać. Na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, ojej, ojej! Uwielbiam takiego Bartka, jak i Grzesia - pirata drogowego :D Szkoda, że Maja jest chora na raka.
    Cieszę się, że znalazłam Twoje opowiadanie :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    http://be-my-lover.blogspot.com/
    http://ona-jak-wiatr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kazdy potrzebuje mieć w swoim życiu kogoś takiego jak Grzegorz! Nawet jeśli jeździ jak wariat. <3
    Jak zawsze jestem pod wrażeniem i jak zawsze dopinguję bartkowi w zdobywaniu Mai (i w niespieprzaniu tego czegoś co jest miedzy nimi). Tyle jeszcze przed nimi, szkoda tylko, że tak duzo złego (chociaż ja tam wierzę w cuda, zwłaszca te medyczne!.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń